Rozpoczęło się już na dobre wiosenne grillowanie. To widać, słychać i czuć. Nawet w centrum Szczytna wieczorami dochodzą z ogródków, a czasem i z balkonów(!) zapachy pobudzające intensywnie ślinianki i grillową fantazję.

Grillowania na balkonach w blokach nie polecam. Po pierwsze ze względu na sąsiadów, ale także i wygląd balkonu, który będzie cokolwiek zakopcony. Szczęśliwi posiadacze ogródków czy działek letniskowych nie mają z tym problemu. Po zimie warto przyjrzeć się sprzętowi, jaki pozostał nam po ubiegłym sezonie i w miarę potrzeb odnowić go i uzupełnić. Różnego rodzaju rusztów jest w marketach do wyboru, do koloru. Nie polecam, bardzo popularnych np. w Skandynawii, grillów jednorazowych, czyli tacek aluminiowych nad niewielkim ruszcie nad także małym paleniskiem. Nic ciekawego na tym się nie upiecze, a pozostaje kłopot z okopconym sprzętem, który trzeba jakoś dowieźć do śmietnika. A tych w lasach i nad jeziorami jak na lekarstwo. Modne są także efektowne grille gazowe. W największych modelach nadają się nawet do wykorzystania w gastronomii lub jako element usług cateringowych. Często podjadam steki z takiego grilla u jednego z przyjaciół i nie można mu odmówić skuteczności. Natężenie ognia reguluje się dowolnie, w zależności od zmierzonej temperatury dochodzącego mięsa. Jednak czegoś brakuje - zapachu palącego się drewna czy żarzących się węgielków.

I tu kolejna kwestia - na ogniu czy na żarze. Wiele lat temu ówczesny wiceburmistrz Szczytna, po amerykańskim stażu opanował trudną sztukę grillowania na wielkim ogniu. Pamiętam jesienne popołudnie, gdy błyskawicznie piekł doskonałe steki pomimo przejmującego wiatru i zimna. Próbowałem to powtórzyć, ale jak dotąd nie udało się. Na drugim biegunie - grillowanie na żarze - to sposób gruziński, podpatrzony w wysokogórskim kaukaskim Bakuriani. Drewna tam niewiele, stąd ognisko skromne, wykorzystany jest każdy gorący węgielek. W sumie żar to mniej więcej 20 na 20 cm obstawione dookoła płaskimi kamieniami. Na tych kamieniach opierają się krótkie szpadki z szaszłykami z jagnięciny, papryki i cebuli. Piecze się to także dość szybko, efektownie, bo po żarze pełgają płomyki z wytapiającego się z mięsa tłuszczu. A do tego czacza, czyli bimber z winogron i... "Suliko" w bezwzględnie tylko męskim wykonaniu. Panie w takich biesiadach udziału nie biorą. Ale mięso mogą przygotować, zapeklować, podrzucić też miskę chimichurri, czyli sałatkę z papryki, cebuli i mnóstwa przypraw na oliwce.

Sam wybudowałem kilkanaście lat temu stały, ceglany grill, na wszelki wypadek pod wiatą, gdzie zmieści się też stół i kilka ławek. Miejsce to ma magiczną właściwość - niezależnie czy biesiaduje tam 5 czy piętnaście osób jest tak samo ciasno. Dziwne.

Grill, po ubiegłorocznej renowacji, służy doskonale od lat i był miejscem arcyciekawych spotkań. Na jednym ze słupów wiaty utrwalone zostały nawet pod lakierem autografy paru gości, szczególnie biegle potrafiących posługiwać się pędzlem czy piórem. Jego zaletą jest uniwersalny charakter. Nad żeliwnym rusztem znajduje się zarówno siatka jak i stalowa, gruba doskonale się nagrzewająca płyta. Może służyć zarówno bezpośrednio do pieczenia jak i do podtrzymania temperatury już gotowych dań.

Tegoroczny sezon na grillu został zainaugurowany klasycznie, czyli karkówką w marynacie z białego wina i skrzydełkami w marynacie pomarańczowej na ostro. Przyznam się, że bardzo lubię skrzydełka, lecz nie znoszę ich piec. Albo są jeszcze trochę surowe albo już zbyt przypieczone. Tym razem więc pozostawiłem tę przyjemność bardziej fachowym rękom. Za to karkówka wypadła rewelacyjnie - i tu zdradzę tajemnicę - na przygaszanie żaru, nad którym piecze się karkówka, zużywam jedną, dwie butelki piwa, co daje mięsu dodatkowy aromat.

Wiesław Mądrzejowski

2006.05.24