Nowa atrakcja dla dzieci

W parku nad dużym jeziorem wypatrzyliśmy zalążki jakiejś tajemniczej konstrukcji. Na sporej przestrzeni w kształcie koła został wybrany grunt i osadzono w ziemi betonowe fundamenty jakby pod karuzelę - fot. 1 . Jak tylko zwiąże beton, ustawi się tutaj zapowiadaną przez nas w „KM” nr 12/12 kolejną atrakcję dla dzieci, tzw. linarium. Rzecz, wysoka na ok. 6 m, będzie wyglądać mniej więcej tak, jak to widać na kolejnym zdjęciu

- fot. 2.

Zatrważająca jest wysokość, bo już oczami wyobraźni widzieliśmy upadek dziecka z takiego pułapu, ale wewnątrz piramidy będą znajdowały się sznurowe podłogi na kilku poziomach, tak że w razie czego maluch wyląduje miękko i krzywdy sobie nie zrobi.

Sypiący się postument

Gdy najmłodsi w majowe święta zechcą dokazywać w parku, a pogoda szykuje się ponoć wspaniała + 27o C, starsi zapewne spotkają się pod pomnikiem Orła Białego. Tymczasem, choć rzeźba nie jest przecież stara, uroczyste odsłonięcie miało miejsce w Święto Niepodległości w 2008 r., sypie się jej postument - fot. 3 (szczegół w żółtym obramowaniu).

Usterka została jednak dostrzeżona także przez urzędników z ratusza i jak obiecują, do 3 maja oderwane płytki będą na pewno przytwierdzone z powrotem. Przy okazji oględzin pomnika zauważyliśmy, że choć wegetacja dopiero rusza, to w szparach między płytkami okalającymi postument wybija mocno trawa i chwasty

- fot. 4. Należałoby je przy okazji prac naprawczych także usunąć lub potraktować jakimś środkiem chemicznym.

Kilka dni temu redakcja otrzymała donos na jednego z mieszkańców ul. Drzymały, który jakoby swoje domowe śmieci wysypuje ukradkiem wieczorową porą do dość odległego kontenera na ul. Solidarności. Ów obywatel według autorów donosu nie podpisał umowy na wywóz śmieci i dlatego wykręca takie numery. Właściwym adresatem powinna być straż miejska albo policja, gdyż „Kurek” nie ma takich uprawnień, aby mógł zażądać okazania stosownej umowy, ale jakby nie było, powiadomiliśmy o sprawie m. in. ZUK.

- Proceder z podrzucaniem śmieci jest nagminny - mówi nam Andrzej Banat, kierownik działu wywozu i transportu Zakładu Usług Komunalnych. Głównie odbywa się on jednak latem, a celują w nim letnicy, którzy podrzucają swoje nieczystości z nadjeziornych dacz do miejskich i spółdzielczych kontenerów. Pracownicy ZUK nie mogą zamieniać się w strażników czatujących przy pojemnikach, bo mają swoją robotę do wykonania. Porządku powinny pilnować stosowne służby i sami mieszkańcy danego osiedla.

Co z większymi gratami?

Przy okazji śmieciowego tematu warto zahaczyć o problem pozbywania się odpadów o nieco większych gabarytach. Jak wiadomo na osiedlach domków jednorodzinnych, takich jak np. przy ul. Drzymały nie ma kontenerów, a domowe śmieci zbiera się do worków segregacyjnych. Co zatem zrobić, gdy jakiś niepotrzebny grat, który chcemy wyrzucić nie mieści się do worka, a nawet do dużo większego kontenera? Należy go postawić obok, tak jak wielkie kartony widoczne na zdjęciu - fot. 5. Jak nam wyjaśnia Andrzej Banat, w każdy drugi i ostatni piątek każdego miesiąca są tzw. wystawki. Można wówczas pozbyć się elementów dużogabarytowych, takich jak fotele, lodówki, czy pralki, bo w te ustalone dni podjeżdża ciągnik z ZUK-u i zbiera wszystkie wystawione graty. Pod żadnym pozorem nie wolno wrzucać do kontenerów gruzu, a zdarza się, że znajdują się w nich betonowe bryły, które ledwo mieszczą się w otworze zsypowym. Kontenery, choć wykonane z metalu, nie są przystosowane do gromadzenia gruzu, wskutek czego niszczą się i odkształcają.

Ale nie tylko one, bo na szwank narażona jest także nowa zukowska śmieciarka, która wywozi odpadki na wysypisko w Linowie. Zawartość przyblokowych kontenerów jest bowiem zsypywana do niej ukosem z góry

- fot. 6. W trakcie tej roboty, wypadające z kontenerów większe bryły betonu czy gruzu mogą łatwo uszkodzić skrzynię załadowczą śmieciarki. Gruz można wywieźć z danej posesji uprzednio zwracając się do ZUK-u, albo dwóch innych miejscowych firm, które mają stosowne zezwolenia na wywóz nieczystości do Linowa.

Niebezpieczne dachy

Jeszcze niedawno w niebo nad Szczytnem buchały dymy z kominów licznych miejskich i zakładowych kotłowni (nawet ratusz smrodził burymi oparami), ale na szczęście obecnie dymy już prawie znikły, bo wszelkie ciepłownie, oprócz tej na ul. Solidarności poszły w odstawkę. Ba, część kotłowni, jak alarmuje nas jeden z Czytelników, jest nadal niebezpieczna, gdyż choć już nie emitują dwutlenku węgla, to zadaszenia ich starych wiat osłaniających składy opału, są wykonane z eternitu, który jak powszechnie wiadomo, zawiera azbest. Jak ostrzega nasz Czytelnik, jedną z takich niebezpiecznych byłych ciepłowni jest ta usytuowana przy ul. Żeromskiego - fot. 7. Opinii tej nie podziela jednak ratusz.

- Eternitowy dach nie jest sam w sobie groźny dla zdrowia - uspokaja „Kurka” inspektor Albert Kilimann z Urzędu Miejskiego. Tłumaczy nam, że azbest w tych dachowych prefabrykatach jest związany cementem i nie wydostaje się na zewnątrz. Dopiero gdyby eternit był bardzo zniszczony i pylił, wówczas byłoby to szkodliwe dla otoczenia. Poza tym miasto jest obecnie w trakcie realizacji programu usuwania eternitu z dachów i jego utylizacji. Wiadomo już teraz, że obejmie on zarówno instytucje, jak i osoby prywatne, ale refundacje nie dotyczą zakupu nowego pokrycia dachowego, a jedynie koszty zdjęcia z dachu starego i jego utylizacji. Czy koszty te będą zwrócone w całości, czy tylko w części - o tym zdecyduje Rada Miejska. Warto jeszcze dodać, że w krajach Unii azbest ma zniknąć całkowicie dopiero w 2032 r., co powoduje, że obecnie nikomu specjalnie z jego likwidacją się nie spieszy.

Prawdziwa pułapka

Jeden z naszych Czytelników poinformował nas, że w chodniku niedaleko skrzyżowania ul. Polskiej z Żeromskiego zieje w chodniku dziura. Jakiś przypadkowy przechodzień może w nią wpaść i zrobić sobie krzywdę, przed czym Czytelnik chce przestrzec. Gdy zjawiliśmy się na miejscu dziura nie wydała się nam groźna, bo zauważyliśmy jedynie nieco zapadnięte dwie płytki chodnikowe

- fot. 8 . Niestety, dokładne oględziny miejsca wykazały, że jest ono bardzo niebezpieczne. Pod zapadniętymi płytkami woda opadowa wypłukała bowiem sporą podziemną komorę, wskutek czego kilka okalających dziurę płytek wisi dosłownie w powietrzu. Wystarczy, że ktoś wejdzie na nie i wypadek gotowy – konieczna jest zatem naprawa. Dziura tak na oko ma z pół metra głębokości i podobną szerokość oraz długość – jej zarys, ukryty pod płytkami zaznaczono czerwonym otokiem.

tekst i foto: M.R.P.