Odrobina luksusu... kulinarnego

Po długich, trudnych tygodniach udało nam się wyleczyć naszego ukochanego psa - labradora. Kosztowało to moją żonę i mnie sporo wyrzeczeń. Co do mojej osoby, to podczas owych męczących tygodni bardzo poważnie schudłem i to jest nagroda niebios za owe wszystkie wyrzeczenia. Ilekroć wcześniej starałem się odchudzić przy pomocy osobistej siły woli, skutek był raczej mizerny. A tu proszę - aż kilkanaście kilo!

I oto nastał czas spokojniejszy. Można zająć się poważniej tym, czy owym. Pomyśleć o sprawach natury wyższej, popracować twórczo i tak dalej… Tymczasem nic z tego. Organizm domaga się zadośćuczynienia. Wyobraźnię wypełniają kulinarne fantazje odnośnie dań wykwintnych i napoi najszlachetniejszych. A skoro umysł felietonisty zaprzątają gastronomiczne ekscesy i to w dodatku z górnej półki, a nie - jakby wypadało - z niskiej grzędy, to nie widzę innej możliwości jak podzielić się tymi marzeniami z czytelnikami. A zatem dziś gadułki z wyższej półki, czyli słów parę o światowych drinkach i luksusowych kanapkach podawanych na eleganckich party.

Zacznijmy od wyskokowych napitków. Wódeczkę, wino, czy piwo pijemy prawie wszyscy. Ale co do wymyślnych mieszanek o skomplikowanych nazwach jak knickebein, old fashioned, czy flip mało kto słyszał. Knickebein to napoje z dodatkiem całego, surowego żółtka kurzego. Służą do tego specjalne kieliszki z charakterystycznym wygięciem szkła, które ułatwia osadzenie w nim żółtka. W Polsce znana jest tak zwana ostryga preriowa, którą wytrawni znawcy polecają na porannego kaca. Do kieliszka należy włożyć (delikatnie) żółtko, następnie ostrożnie wlać na wierzch pięćdziesiątkę koniaku i doprawić kilkom kroplami sosu worcesterhire. Nie mieszać. Wypić całość jednym haustem.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.