Jeszcze do niedawna był to temat tabu. Przemilczany i wstydliwy problem skrywany w czterech ścianach. Niewiele kobiet będących ofiarami przemocy w rodzinie decydowało się zmienić swój los. Dziś jest ich coraz więcej. Mimo to rozwód lub odejście od domowego tyrana wcale nie oznacza końca kłopotów.

Piekło kobiet

LĘK I WSTYD

Ewa Zaborowska z Leman przeżyła ze swoim mężem 21 lat. Początkowo wszystko układało się dobrze i nic nie zapowiadało tego, co nastąpi. Szybko jednak rodzinna harmonia legła w gruzach.

- Kilkanaście lat temu mąż zaczął pić. Wtedy jeszcze bałam się i wstydziłam o tym komukolwiek mówić - opowiada pani Ewa.

Sytuacja stawała się nie do zniesienia. Każdego dnia dochodziło do awantur, podczas których małżonkowie nie szczędzili sobie wyzwisk. Słownym utarczkom towarzyszyły nierzadko rękoczyny. Świadkami kłótni i bójek byli trzej synowie pani Ewy. W końcu założyła mężowi sprawę o znęcanie się nad rodziną. Sąd skazał go na rok więzienia w zawieszeniu. To jednak nie pomogło. Wciąż nękał najbliższych. Skończyło się na tym, że trafił za kratki. W więzieniu spędził rok.

- Kiedy odsiadywał wyrok, poczułam, że żyję. W domu zapanowała wreszcie cisza i spokój - zwierza się kobieta.

EKSMISJA NA PAPIERZE

Po odbyciu kary mąż pani Ewy wrócił do mieszkania. Pobyt w więzieniu nie zmieniał jednak jego dawnych nawyków. Piekło zaczęło się od nowa. Rok temu kobieta dostała wreszcie rozwód. Jednocześnie sąd zdecydował o eksmisji jej byłego małżonka. Wydawało się, że to koniec gehenny. Tymczasem wyrok do tej pory nie został wyegzekwowany.

- Kilka tygodni temu dowiedziałam się, że mąż nie będzie eksmitowany, bo prawo zakazuje wyrzucania na bruk, a gmina nie ma lokali zastępczych - żali się pani Ewa.

Jej rodzina ma do dyspozycji tylko dwa pokoje. Jeden z nich zajmuje najstarszy syn z rodziną. Dwaj młodsi, w wieku 20 i 16 lat wraz z matką i ojcem gnieżdżą się w drugim. Pani Ewa pracuje sezonowo w pieczarkarni, ale nie zarabia dużo. Jej były małżonek nie ma stałego zatrudnienia. Co jakiś czas udaje mu się dorobić "na czarno".

- Co z tego, kiedy wszystko od razu przepija. Na opłaty i utrzymanie domu nie daje mi nic - skarży się kobieta.

Każdy jej dzień zaczyna się i kończy kłótnią z pijanym eksmałżonkiem. Interwencje policji to już codzienność. Niedawno, w trakcie awantury, pani Ewa, ratując się przed agresją byłego męża, oblała go wrzątkiem. Ten wezwał policję i... poskarżył się na kobietę.

- Nie odpowiadam już za siebie. Boję się, że w końcu dojdzie do tragedii - mówi pani Ewa.

MIESZKANIE, W KTÓRYM NIC NIE MA

Mariola Kucińska jest już trzy lata po rozwodzie. Do niedawna jednak wraz z czwórką dzieci mieszkała razem z mężem alkoholikiem w Miętkich. Co dzień dochodziło do awantur. Po pijanemu były małżonek pani Marioli demolował mieszkanie i rozbijał sprzęty. Sprowadzał także nietrzeźwych kolegów i wraz z nimi biesiadował, nie robiąc sobie nic z obecności dzieci. Kobieta czuła się bezsilna.

- Siedziałam tam, bo nie miałam dokąd pójść - opowiada.

W końcu jednak miara się przebrała. Zimą w zrujnowanym, pozbawionym wody i opału domu nie dało się już wytrzymać. Pani Mariola zabrała dzieci i przeniosła się do rodziców mieszkających w Jabłonce. Warunki lokalowe nie są tu jednak najlepsze. W leżącym na kolonii domu kobieta wraz z czwórką dzieci w wieku szkolnym zajmuje jeden niewielki pokoik. Co prawda rok temu dostała od gminy mieszkanie w budynku dawnej szkoły w Miętkich, ale wprowadzić się tam nie może, ponieważ nie ma pieniędzy na remont lokalu i wyposażenie go w niezbędne sprzęty.

- Otrzymałam po prostu jedną wielką salę lekcyjną. Ojciec pomógł mi poprzegradzać ją na mniejsze pomieszczenia. Trzeba tam jednak doprowadzić na swój koszt prąd i wodę - mówi pani Mariola.

Kobieta nie ma też mebli i podstawowych sprzętów domowych. Wszystko, co miała, zniszczył po pijanemu były mąż. Jedynym źródłem jej dochodów są alimenty i zasiłek rodzinny. Za te pieniądze trudno jednak przeżyć, a o zakupie potrzebnych do mieszkania rzeczy nawet nie ma mowy.

- Rozumiem trudną sytuację tej rodziny, ale w podobnej, a nawet gorszej jest wiele innych osób w naszej gminie. Pomagamy im jak możemy, ale środki mamy naprawdę bardzo ograniczone - mówi szefowa Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Dźwierzutach Bogumiła Marchewka.

RODZINNA TAJEMNICA

Przewodnicząca szczycieńskiego Forum Kobiet Wiesława Zalewska z problemem przemocy w rodzinie zetknęła się wielokrotnie.

- To najczęściej spotykana i najbardziej groźna w skutkach forma agresji - uważa.

Według niej, choć ostatnio dużo się o tym mówi, to jednak wciąż wiele maltretowanych kobiet boi się wystąpić przeciw sprawcy przemocy.

- Mimo wszystko to wciąż temat tabu, otoczony tajemnicą rodzinną. Przyczyniają się do tego stereotypy, uprzedzenia i wstyd. Poza tym kobiety wychodzą z założenia, że dzieci muszą mieć ojca, jakikolwiek by on był - mówi szefowa Forum Kobiet.

Niebagatelną rolę odgrywa też czynnik ekonomiczny. Mężczyzna często jest jedyną osobą pracującą i zarabiającą na rodzinę.

UKARANA OFIARA

Zdaniem Wiesławy Zalewskiej, kobiety doświadczające fizycznej lub psychicznej agresji nie ufają też instytucjom powołanym do zapobiegania tego typu patologiom.

- System prawny oraz działalność organów ścigania i sądów nie odpowiadają rzeczywistym potrzebom ofiar przemocy. Wszczęcie postępowania i skazanie sprawcy często niewiele zmienia w sytuacji pokrzywdzonej kobiety oraz jej dzieci - uważa.

W podobnym tonie wypowiada się inna działaczka Forum, Halina Florkowska.

- To kobieta, która postanawia odejść od mężczyzny, ponosi karę, bo musi zostawić dom i tułać się po różnych ośrodkach lub szukać pomocy u dalszej rodziny. Tymczasem sprawca przemocy zostaje w mieszkaniu - mówi.

ZAPISANE W NIEBIESKIEJ KARCIE

Z policyjnych danych wynika, że liczba ofiar przemocy wzrasta. Rodziny, u których podczas interwencji funkcjonariuszy stwierdzono ten problem, mają zakładane tzw. niebieskie karty. Są to dokumenty, na podstawie których policja we współpracy z innymi instytucjami podejmuje konkretne działania zmierzające do wyeliminowania przemocy. Niebieskie karty prowadzi się na ogół przez kilka miesięcy. Jeżeli po upływie pół roku w rodzinie nic się nie zmienia na lepsze, wtedy przeciwko sprawcy wszczyna się postępowanie o znęcanie. Wówczas otrzymuje on dozór kuratora sądowego. Wielu z nich dostaje też wyroki w zawieszeniu. W 2004 r. na terenie naszego powiatu założono 166 niebieskich kart, a w roku minionym już 381. Zdaniem komisarz Ewy Żyry z KPP w Szczytnie wpływ na ujawnianie tego typu przypadków ma wzrastająca świadomość ofiar.

- Kobiety przestają się krępować i zwracać uwagę na to, co powiedzą np. sąsiedzi - mówi.

WINNA BIEDA

Według Ewy Żyry, przyczyną przemocy jest zwykle alkohol. To jednak nie zawsze główne źródło nieszczęść.

- Do konfliktów dochodzi też z powodu klasycznej biedy. Ludzie często nie potrafią się wtedy dogadać, obwiniają się nawzajem. Problem znika, kiedy jednemu z małżonków uda się znaleźć pracę - mówi komisarz Żyra.

Z jej obserwacji wynika też, że część doświadczających przemocy matek stara się chronić przed agresją dzieci.

- Znam przypadki, kiedy kobiety są bite, a najmłodsi nic o tym nie wiedzą. Świadczy to o matczynej zapobiegliwości - uważa Ewa Żyra.

Mimo to dzieci bardzo boleśnie odczuwają skutki przemocy w domu. Zwykle nie chcą na ten temat rozmawiać, są skryte i nieufne.

- Często narażone na przemoc dzieci uciekają z domów. Najwięcej tego typu przypadków jest latem - mówi Halina Florkowska.

Uciekinierzy podczas "gigantów" nawiązują nierzadko niepożądane kontakty, wpadają w złe towarzystwo. Sytuacja w rodzinie odbija się na wynikach w nauce i odciska negatywne piętno na psychice młodych ludzi.

Podejmowane przez policję i inne instytucje działania zmierzające do wyeliminowania problemu, nie zawsze okazują się skuteczne. Kobiety, które zdecydowały się odejść od maltretujących je mężczyzn często nadal z nimi mieszkają i przeżywają domową gehennę.

- Co z tego, że po latach wreszcie odważyłam się wystąpić przeciw mężowi do sądu, skoro wciąż muszę znosić jego obecność pod jednym dachem - nie kryje rozgoryczenia Ewa Zaborowska.

Ewa Kułakowska

2006.04.05