Wielokrotnie zdarzyło mi się pisać o rozkoszach konsumpcji. Zarówno tej kuchennej jak i barowej. Czyli obracałem się wokół tematyki grzechów głównych - obżarstwa oraz opilstwa, ponieważ o rozkoszach podniebienia opowiadałem całkiem poważnie. Dzisiaj zatem pożartujmy sobie wesoło na temat różnorakich dziwactw, jakimi obrosła tradycja spożywania wyskokowych trunków.

Trunkowe ciekawostki i dziwactwa
Cedrowa skrzyneczka MASU z kieliszkiem sake. Trunek wlewa się do momentu, aż się przeleje

Zacznijmy od wina. To, że w zależności od jego jakości klasyfikuje się ów napój do jednej z czterech grup, to rzecz ogólnie znana. Najmarniejsze z win, to wina określane mianem stołowe (vin de table). Te najwyższej jakości posiadają oznaczenie AOC, z francuskiego appellation d’origine controlee. Przy czym te najlepsze posiadają jeszcze dalszą klasyfikację, ale tak już drobiazgową i rozległą, że tylko wybitni znawcy są w stanie połapać się w tym wszystkim. Pewną ciekawostkę przy owym podziale stanowi ocena smaku kolejnego rocznika. Otóż fachowcy (kiperzy), oceniający smak wyprodukowanego napoju, charakteryzują go posługując się podobieństwem do innych smaków. Najczęściej owocowych, ale nie tylko. Przeglądając fachowe opisy różnych win, natknąłem się na szokujące porównania. Smak wina Savignon Blanc określono następująco: świeżo skoszona trawa, szparagi, koci mocz (pipi de chat). Natomiast pewien rodzaj Burgunda opisano tak: ciemne czereśnie, cynamon, korzenie drzew, goździki, zużyte opony, łajno. Proszę sobie wyobrazić, że wymienione oceny mają charakter pozytywny. Ale skąd ci wszyscy kiperzy wiedzą jak smakuje koci mocz, czy zużyte opony?!

Teraz kilka słów na temat szampana.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.