Dla jednych to ukrócenie dominacji korporacji blokujących dostęp do zawodów młodym i zdolnym ludziom, a także zerwanie z ograniczeniami rodem z PRL-u, dla drugich - ryzykowne posunięcie mogące wpłynąć na obniżenie poziomu świadczonych usług. Tak skrajne oceny wywołuje projekt ustawy regulującej wykonywanie 40 profesji, w tym adwokatów, notariuszy, zarządców nieruchomości czy taksówkarzy.

Uwolnić zawody

CHORY SYSTEM

Projekt ustawy regulującej wykonywanie 40 zawodów ma już w kwietniu trafić do Sejmu. Wielkim zwolennikiem jej wprowadzenia jest minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, a premier Donald Tusk uważa, że deregulacja zawodów reglamentowanych byłaby likwidacją chorego systemu. Sprawia on, zdaniem szefa rządu, że pomimo zdobycia wykształcenia w danym kierunku, kandydaci do pracy w wielu zawodach muszą często przechodzić wieloletnie procedury, w tym komercyjne szkolenia, za które trzeba płacić, a potem jeszcze zdać egzamin. Do tego młodzi ludzie nawet po odbyciu aplikacji zmuszani są do bezpłatnych staży. W efekcie wielu absolwentów wyższych uczelni wyjeżdża za granicę, bo tam łatwiej im rozpocząć życie zawodowe. Jako argument przemawiający za koniecznością deregulacji rządzący podają to, że Polska jest przodującym w Europie krajem jeśli chodzi o liczbę zawodów reglamentowanych. Mamy ich u nas aż 380. Ujęta w projekcie ustawy lista profesji, do których dostęp ma być ułatwiony obejmuje m.in. adwokatów, radców prawnych, notariuszy, komorników, pracowników ochrony I i II stopnia, pilotów wycieczek, doradców zawodowych, instruktorów nauki jazdy, taksówkarzy, zarządców nieruchomości czy geodetów.

PODZIELONE ZDANIA

Deregulacja wzbudza liczne protesty. Wielu jej przeciwników jest w środowisku prawniczym. Sceptycyzmu wobec pomysłów ministra Gowina nie kryje szczycieński notariusz Edmund Kuciński.

– To obniży poziom świadczonych usług. Wprowadzone już rozwiązania deregulacyjne wśród adwokatów i radców prawnych spowodowały napływ do tych zawodów ludzi niedouczonych – twierdzi Edmund Kuciński. Jego zdaniem nie jest prawdą, że osoby po studiach mają utrudniony dostęp do zawodów.

– Muszą się po prostu jeszcze poduczyć, aby zdobyć wymagane kwalifikacje, ale każdy ma otwartą drogę – przekonuje. Zwraca też uwagę na to, że wraz z szerszym dostępem do zawodów prawniczych zwiększy się liczba spraw sądowych. To z kolei może być problemem w sytuacji, kiedy planuje się likwidację mniejszych sądów czy prokuratur.

Mieszane uczucia w związku z ustawą ma Wanda Kwiatkowska, właścicielka przedsiębiorstwa turystycznego Mazur-Pol.

– Z jednej strony uwolnienie zawodu pilota wycieczek spowoduje spadek cen, z drugiej nałoży większą odpowiedzialność na firmy turystyczne, które będą musiały zatrudniać w tej roli swoich pracowników – mówi. Podkreśla jednak, że korzystanie z usług pilotów jest dość kosztowne. Teraz, by nim zostać, trzeba ukończyć trwający około pół roku kurs i zdać egzamin. Do tego potrzebna jest także dobra znajomość Polski i Europy. Wanda Kwiatkowska także obawia się spadku poziomu usług, z drugiej zauważa, że taka deregulacja podniesie konkurencyjność.

Według ekspertów, duże zmiany czekają branżę nieruchomości. Pośrednicy i zarządcy nie będą już musieli posiadać licencji zawodowej ani żadnego wykształcenia.

– Jestem za dopuszczeniem jak największej liczby ludzi do zawodu. Im więcej osób się tym zajmuje, tym lepiej, bo wzrasta konkurencja, a ceny spadają – uważa Krzysztof Krakowski, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Odrodzenie” w Szczytnie. Jego zdaniem wymaganie od zarządcy nieruchomości wyższego wykształcenia nie oznacza, że będzie się on dobrze wywiązywał ze swoich obowiązków.

– To bez sensu, by ktoś, kto posiada uprawnienia budowlane, a nie ma studiów, nie mógł być zarządcą, a osoba będąca np. historykiem już tak – argumentuje prezes.

ZGODNE PO I PiS

Za szerszym dostępem do zawodów objętych regulacją jest szef powiatowych struktur Platformy Obywatelskiej Bogdan Kalinowski.

– Trzeba maksymalnej deregulacji, choć oczywiście z zachowaniem zdrowego rozsądku – uważa. Jego zdaniem wystarczającą weryfikacją przydatności do danej profesji jest ukończenie wyższych studiów.

– Po co jeszcze młody człowiek ma zdawać niepotrzebne dodatkowe egzaminy i potwierdzać umiejętności przed jakąś izbą? – zastanawia się Kalinowski. Według niego argument o tym, że wraz z deregulacją spadnie jakość świadczonych usług, jest nietrafiony.

– Im większa konkurencja, tym lepiej dla nas wszystkich. To rynek tak naprawdę weryfikuje, kto jest dobry w swoim fachu, a kto nie – uważa. Poparcie ustawy deregulacyjnej deklaruje opozycyjne Prawo i Sprawiedliwość, które już kilka lat temu zgłaszało podobną inicjatywę. Szef tego ugrupowania w powiecie szczycieńskim, Szczepan Olbryś także jest za.

– Im mniej pozostałości PRL-u w naszym życiu, tym lepiej – mówi, zastrzegając jednak, że zmiany powinny być wprowadzane rozsądnie.

– Trzeba to wszystko wyważyć, żeby nie była to tylko sztuka dla sztuki – uważa Olbryś.

Ewa Kułakowska