Ciasne otwory i technika

Już 159 plastikowych pojemników stoi wśród blokowisk i tylko jeden komplet pozostał w rezerwie ZUK-u, ot tak na wszelki wypadek. Wedle oceny dyrektora zakładu Andrzeja Pleskota to wciąż jeszcze mało. A braki wynikły z tego powodu, iż wdrażana zaledwie od stycznia akcja segregacji odpadków przerosła oczekiwania miejskich specjalistów. Obywatele przykładnie selekcjonują śmieci i to w ilościach zaskakujących. Tymczasem budżet miejski pieniędzmi nie śmierdzi, więc zakup dalszych 30 kompletów zaplanowano dopiero na rok 2005.

Mimo narzekań na zbyt ciasne otwory, że nie upcha się tam plastikowej butelki (np. z rączką) po płynie do płukania tkanin, pojemniki napełniane są systematycznie. Przy czym należy wyjaśnić Szanownym Czytelnikom, iż ciasne ich zdaniem otwory są takie nie bez przyczyny - mają one właśnie utrudniać, czy wręcz uniemożliwiać wpychanie nietypowych opakowań plastikowych. Idzie bowiem o to - i tu uwaga - że pojemniki służą przede wszystkim do składowania w nich butelek typu PET. Wszelkie inne duże flaszki czy baniaczki po chemii gospodarczej, po samochodowym czy nawet domowym oleju nie wchodzą w grę. Nie należy ich wkładać do nowych zasobników, a starych kontenerów. Tylko bowiem wówczas selekcja odpadków będzie miała sens, gdy do pojemników będziemy wrzucać czyste opakowania plastikowe, nie zaś zabrudzone środkami chemicznymi, detergentami czy olejami.

* * *

No, a w związku ze zbyt ciasnymi otworami w pojemnikach, to zastanawiałem się ostatnio jak wobec tego są one opróżniane, gdy zostaną napełnione po brzegi. Bo chyba nie poprzez wytrząsywanie zawartości przez ów wąski otwór?

Istotnie proces ów (opróżnianie pojemników) odbywa się zgoła inaczej. Wszystko zaczyna się od tego, iż pod pojemniki zajeżdża charakterystyczny biało-zielony samochód - fot. 1.

Następnie ekipa uruchamia samochodowy dźwig i zaczepia dwie linki o specjalne uchwyty na pojemnikach. Potem hop! i winduje go do góry - fot. 2.

W chwili, gdy pojemnik znajdzie się bezpośrednio nad skrzynią ładunkową, jedna z linek, zwalnia spust, wskutek czego dzielone dno rozchyla się na boki i posegregowane odpadki wpadają wprost do skrzyni ładunkowej - fot. 3.

Wszystko zatem przebiega niezwykle prosto i szybko, a pojemników nie trzeba zabierać, tak jak starych kontenerów, bo ich rozładunek odbywa się na miejscu. Oto, co znaczy technika i nowoczesność.

SEGREGACJA INDYWIDUALNA

Nieco inaczej mają się sprawy z segregacją odpadków i ich odbiorem w dzielnicach domków jednorodzinnych. Tam zamiast plastikowych pojemników (te stoją tylko pośród wysokiej zabudowy) mieszkańcy otrzymali plastikowe worki do segregacji śmieci. Wedle wytycznych, zawartych w materiałach propagandowych, jakie otrzymali wraz z woreczkami, wynikało, iż pierwsze zbiórki miały dawno się już odbyć. Tymczasem styczeń praktycznie się kończy, mamy już 29 i nic.

Śmieci prawidłowo posegregowane, jak stały przed domem mieszkańca ul. 1 Maja, tak stoją - fot. 4.

- Na cóż więc mój wysiłek? - pyta, trzeba przyznać, nie bez racji, ów zawiedziony człowiek.

- Jest to choroba wieku niemowlęcego szczycieńskiej segregacji - odpowiada dyr. Andrzej Pleskot. Ta, tak na dobrą sprawę ruszy od poniedziałku 2 lutego, firma bowiem nie zdołała uporać się ze wszystkim na czas, za co mocno przeprasza. Jednak począwszy od poniedziałku 2 lutego worki będą systematycznie zabierane co dwa tygodnie, i tu uwaga, ZUK prosi mieszkańców osiedli willowych, aby śmieci wystawiali w wyznaczone dni najpóźniej do godz. 8.00.

PIERWSZA RIKSZA W SZCZYTNIE

Przez dwa lata z okładem Józef Dróbka, mieszkaniec Szczytna budował swoją rikszę.

Pomysł, aby zbudować tak niezwykły pojazd przyszedł dość niespodziewanie. Kiedyś wpadła panu Józefowi w ręce ulotka reklamowa producenta pojazdów trójkołowych "Tolek" z Chocenia, położonego niedaleko Włocławka, w której zamieszczone było zdjęcie produkowanej przez tą firmę rikszy. Folder nie zawierał żadnych szczegółów konstrukcyjnych, zaś pan Józef nigdy rikszy z bliska nie widział, ale mimo to postanowił rzecz taką zbudować. Zwłaszcza, że nadarzyła się ku temu okazja, kiedy znajomy Jan Śnieżyński, właściciel warsztatu napraw rowerów udostępnił mu nie tylko pomieszczenie, ale narzędzia i maszyny. Pojazd pana Józefa powstawał tak długo, ponieważ nie znając szczegółowych rozwiązań technicznych musiał budować prototyp metodą prób i błędów. W końcu maszyna jednak powstała i jest już gotowa do jazdy (sam próbowałem - prowadzi się łatwo i lekko) - fot. 5.

Pan Józef zamierza prowadzić działalność zarobkową, bo jak sam mówi emerytura wojskowa jest chuda, więc przydałoby się dorobić do niej nieco grosza.

No i tu zaczynają się schody. O ile bowiem z zarejestrowaniem działalności w UM nie ma kłopotów, o tyle pojazdu pan Józef nie zdołał ubezpieczyć. W jednej z firm ubezpieczeniowych odprawili go z kwitkiem i kazali przyjść później, jak coś wyszperają w internecie.

Udałem się zatem osobiście, ale już do innego ubezpieczyciela, gdzie ku mojemu zaskoczeniu okazało się, iż to nic trudnego. Właściciel pojazdu musi tylko do nich przyjść, podać dane osobowe, rodzaj działalności, a firma udzieli mu stosownego ubezpieczenia - OC.

W sumie nie widać zatem większych przeszkód formalnych, więc miejmy nadzieję, że jeśli wkrótce się ociepli, ruszy na ulice pierwsza w Szczytnie riksza. Pan Józef zamierza nią wozić obciążone zakupami gospodynie domowe, które zabierałby spod co większych szczycieńskich sklepów.

2004.02.04