- Świat tylko z pozoru wygląda na oziębły i obojętny. Podczas bliskich kontaktów z ludźmi wszystko wygląda inaczej i dużo cieplej - mówi Zdzisław Halamus po zakończeniu pielgrzymki, którą podjął dla uczczenia XXV rocznicy pontyfikatu Ojca Świętego.

Ciepły jest ten świat

Trasa

Trasę liczącą ponad 7000 km Zdzisław pokonał w ciągu 53 dni. Jej przebieg zaplanował dość niezwykle - ruszył ze Szczytna kierując się na północ, do najdalej wysuniętego krańca Polski - Rozewia, potem na zachód do najodleglejszego punktu kraju w tym kierunku. Następnie skierował się w góry Sudety, po czym z powrotem ku centralnym częściom Polski. I znowu w góry do Karpat, potem wjechał w Bieszczady, po nich zahaczył o Polesie. Przejechał Wyżynę Lubelską i wrócił na Mazury, skąd już było blisko do Szczytna. Ogółem odwiedził 59 miejsc, w których gościł Jan Paweł II w trakcie swoich wielokrotnych pielgrzymek do kraju.

Spotkania i odwiedziny

W Świnicy Wareckiej szczycieński pielgrzym spotkał się z bratanicą św. Faustyny. W Niegowicy, pierwszej parafii Ojca Świętego rozmawiał z ks. Józefem Gąsiorowskim, który razem z papieżem studiował na tym samym roku w w seminarium duchownym. Zjawiwszy się w Czeremnej zajechał do znanej kaplicy czaszek. W jej ścianach tkwi 3 tys. ludzkich czerepów, a dodatkowe 21 tysięcy spoczywa w piwnicy, z napisem "Ofiarom wojny ku upamiętnieniu, a żywym ku przestrodze". Odwiedził także najstarsze polskie sanktuarium - Górkę Klasztorną, k. Wyrzyska.

Na Jasną Górę trafił dokładnie w piątek 5 czerwca, w 25 rocznicę pierwszej pielgrzymki papieża do Polski. Tego akurat dnia po raz pierwszy publicznie wystawiano przestrzelony pas Ojca Świętego. Nazajutrz, ku wielkiej radości, Zdzisław spotkał syna i wielu innych mieszkańców Szczytna, którzy przybyli do Częstochowy autokarem.

Choć miejsca uświęcone były tymi, które pielgrzym odwiedzał w pierwszej kolejnosci, to od czasu do czasu wpadał także do typowo świeckich. W "Rabkolandzie", krainie dziwów i zabawy w Rabce, który odwiedził z czystej ciekawości, został miło przyjęty przez szefa Eugeniusza Wiecha. Ten uczynił go gosciem honorowym obdarowując góralskim kapeluszem i innymi regionalnymi pamiątkami. W położonym na przeciwnym krańcu kraju Rozewiu wszedłszy do sklepu pamiątkarskiego otrzymał z kolei czapkę marynarską. Okazało się, iż właścicielka jest była mieszkanką Szczytna. Kiedy z kolei w Koniakowie, szukając noclegu zapukał do przypadkowo wybranego domu trafił do państwa Golców. Synów akurat nie było w domu - koncertowali gdzieś w trasie. We Wrocławiu nie odmówił sobie krótkiej wizyty w polsatowskim "Barze". Przejechał przez środek geometryczny Europy, był w najniżej i najwyżej położonych miejscowościach w Polsce.

Nie miał też kłopotu z noclegami. Nawet w siole o zniechęcajaco brzmiacej nazwie Zła Wieś, koło Torunia udało mu się uzyskać zezwolenie na postawienie namiotu w podwórku, choć dopiero po zapukaniu do czwartych z kolei drzwi. Ale to był wyjątek, bo większość ludzi, i to zdecydowana, nie tylko zezwalała na postawienie namiotu, ale jeszcze zapraszała pielgrzyma na kolacje i śniadania. Inni proponowali nocleg do domu, a ciekawi przygód i wrażeń z podróży wciągali go w długie nocne rozmowy.

- Świat tylko tak z pozoru wygląda na oziębły i obojętny - mówi Zdzisław Halamus. - Podczas bliskich kontaktów z ludźmi wszystko wygląda inaczej i dużo cieplej. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w wyprawie pielgrzymkowej.

Pączki zamiast szprychy

Główny sprzęt pielgrzyma, czyli rower, spisywał się nienagannie. Tylko raz strzeliła dętka i to po pokonaniu 5384 km. Na ostatnim etapie Wydminy - Kętrzyn - Szczytno pękła szprycha. Pieniądze się kończyły, więc Zdzisław miał do wyboru albo zjechać z trasy do warsztatu, albo zamiast naprawy zaryzykować dalszą jazdę i kupić za ostatni grosz dwa pączki, bo dokuczał mu głód. Wybrał to drugie rozwiązanie... Do Szczytna dojechał szczęśliwie.

Marek J. Plitt

2004.07.07