- W weekendy nie da się tu żyć, jest coraz gorzej – skarżą się mieszkańcy domów na ul. Barcza i Odrodzenia, sąsiadujących z Pubem „9”. Trwające do rana imprezy, krzyki, bójki i wyzwiska, akty wandalizmu oraz załatwianie potrzeb fizjologicznych na klatkach schodowych i ogródkach to tylko niektóre uciążliwości, z jakimi borykają się od lat. Teraz stracili już cierpliwość i domagają się od władz miasta cofnięcia właścicielom lokalu, Ewie i Jackowi Jastrzębskim, pozwolenia na sprzedaż napojów alkoholowych.

Dajcie nam żyć w spokoju

WEEKENDOWY KOSZMAR

Pub „9” na ul. Barcza w Szczytnie funkcjonuje od kilku lat. Lokal należący do Ewy i Jacka Jastrzębskich słynie z występów znanych artystów, to tu działa słynna scena radiowej „Trójki”. Wydawać by się mogło, że w takim miejscu kwitnie kultura. Jednak sąsiedzi pubu mają na ten temat zupełnie inne zdanie. Największe ich zastrzeżenia budzi zachowanie klientów lokalu. Najgorsza sytuacja panuje w weekendy, kiedy w pubie odbywają się imprezy.

- Trzy razy w tygodniu, od piątku do niedzieli, nie śpię do 4.00 rano. Hałas jest taki, że słyszę go nawet wtedy, gdy zamykam okna. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam – żali się Barbara Przybyszewska, mieszkanka ul. Barcza. Dodaje, że najbardziej dokuczliwa jest bawiąca się w lokalu młodzież. - Głośne wyzwiska, bójki, trąbiące taksówki i załatwianie potrzeb fizjologicznych gdzie popadnie to nasza codzienność – dodaje kobieta.

Podobnego zdania są też inni mieszkańcy, którzy podają liczne przykłady skandalicznego zachowania klientów lokalu. - Żyć nam nie dają. Nie dość, że i tak mieszkamy w hałaśliwym i ruchliwym miejscu, przy głównej ulicy, to jeszcze i w nocy nie mamy spokoju – mówi Jadwiga Luma z ul. Odrodzenia.

- Kiedyś, jak zwróciłam głośno zachowującym się klientom pubu uwagę, to usłyszałam stek wyzwisk – opowiada inna mieszkanka. Nierzadko w okolicy dochodzi też do aktów wandalizmu i niszczenia mienia. Uszkadzane są zaparkowane przy blokach samochody, wybijane szyby. Sąsiedzi pubu nie mają wątpliwości, że dopuszczają się tego klienci lokalu. - W naszym mieszkaniu już trzy razy wybijane były okna. Boimy się o swoje bezpieczeństwo – mówi prosząca o anonimowość mieszkanka ul. Barcza. W ostatnim czasie, w ciągu zaledwie tygodnia, 31 lipca i 7 sierpnia policja interweniowała tu dwukrotnie. Funkcjonariusze w związku z powtarzającymi się ekscesami są zresztą wzywani bardzo często. - Policjanci zwykle przyjeżdżają, postoją pod lokalem i przez jakiś czas jest spokój. Kiedy odjeżdżają, wszystko zaczyna się od nowa – relacjonuje Barbara Przybyszewska.

COFNĄĆ IM POZWOLENIE

Najgorsze, zdaniem mieszkańców jest to, że właściciele pubu nie reagują na zgłaszane im uwagi. - Zupełnie się z nami nie liczą, bagatelizują sprawę, mimo że próbowaliśmy kilka razy porozumieć się jak sąsiedzi z sąsiadami – mówi Barbara Przybyszewska. Cierpliwość mieszkańców już się wyczerpała. Wystąpili oni do burmistrz miasta oraz do komisji rozwiązywania problemów alkoholowych z wnioskiem o cofnięcie właścicielom pubu zezwolenia na sprzedaż alkoholu. W soboty i niedziele lokal czynny jest najdłużej, do wczesnych godzin rannych, a klienci opuszczają go nieco później. W czasie pobytu, jak i wyjścia z lokalu, swoje potrzeby fizjologiczne i niejednokrotnie seksualne załatwiają przy okolicznych murkach, schodach, klatkach, drzwiach i okolicznym ogródku. Towarzyszy temu hałas, głośne rozmowy, przekleństwa, oraz bójki między wychodzącymi. Potrzeby fizjologiczne załatwiają na oczach mieszkańców sąsiednich budynków – osób dorosłych i dzieci - alarmują w swoim piśmie sąsiedzi pubu. Pod wnioskiem podpisało się 69 mieszkańców.

REAKCJA WŁAŚCICIELI

O proteście sąsiadów Ewa i Jacek Jastrzębscy dowiedzieli się od „Kurka”. Zaprzeczają, by wcześniej często zgłaszali im zastrzeżenia do funkcjonowania lokalu. Taka sytuacja, według nich miała miejsce zaledwie dwa razy - kilka lat temu i przed miesiącem, gdy jedna z sąsiadek zwróciła uwagę, że w pubie jest za głośno. Po tej ostatniej interwencji podjęli konkretne działania.

- Zwiększyliśmy liczbę ochroniarzy pilnujących porządku w lokalu i poza nim. Poprosiłam też pisemnie komendanta policji, by w okolicę pubu skierowano więcej patroli – mówi Ewa Jastrzębska. Dodaje, że każde naruszenie porządku w lokalu i poza nim natychmiast jest zgłaszane policji. Wprowadzono też zasadę, że goście wpuszczani są tylko do godziny 24.00. Potem mają ograniczone możliwości wychodzenia na zewnątrz. Zdaniem Ewy i Jacka Jastrzębskich nie ma żadnych dowodów na to, że opisywanych przez mieszkańców ekscesów dopuszczają się ich klienci. Obok pubu powstał niedawno ogólnodostępny parking, który stał się nieformalnym postojem taksówek, z którego korzystają osoby odwiedzające inne lokale rozrywkowe położone w centrum miasta. - Bywa tak, że w ciągu jednej nocy odwiedzają oni kilka takich miejsc, a niekoniecznie bawią się u nas. Tymczasem wszelkie zakłócenia porządku są przypisywane naszym gościom – uważa Ewa Jastrzębska. Dodaje, że jej pracownice sprzątają teren wokół lokalu, łącznie z parkingiem, mimo że wcale nie muszą tego robić. Jastrzębscy przyznają, że raz na jakiś czas dochodzi tu do bójek, a młodzież zachowuje się głośno. - Sami mieszkamy nad pubem i mamy dwoje małych dzieci, ale nie jest to wszystko aż tak uciążliwe, by nie dało się tu żyć – twierdzą. Jacek Jastrzębski nie ma wątpliwości, że za protestem stoją dwie osoby, które toczą z nim spór prawny (pisaliśmy o tym w lipcu).

NIE DADZĄ ZA WYGRANĄ

Mieszkańcy, z którymi rozmawialiśmy zapewniali nas jednak, że o konflikcie właścicieli pubu z dwiema sąsiadkami w ogóle nie wiedzą. Nie dają też wiary tłumaczeniom, że sprawcami burd i naruszeń porządku są klienci innych lokali. - Skoro tak, to dlaczego wcześniej, gdy nie istniał jeszcze pub, nie dochodziło tu do takich sytuacji? – zastanawia się małżeństwo z ul. Barcza.

O tym, czy właścicielom „dziewiątki” zostanie cofnięte pozwolenie na sprzedaż napojów alkoholowych, ostatecznie zdecyduje burmistrz miasta. - Musimy teraz wszcząć postępowanie, które wyjaśni, czy są ku temu podstawy – tłumaczy inspektor Anna Rogacz z Wydziału Gospodarki Miejskiej UM w Szczytnie. Urząd w pierwszej kolejności wystąpi do policji, by sprawdzić, czy w ciągu ostatnich sześciu miesięcy w samym pubie lub jego najbliższej okolicy co najmniej dwukrotnie doszło do zakłóceń porządku publicznego w związku ze sprzedażą alkoholu, a właściciel nie poinformował o tym właściwych organów. - W wielu przypadkach bardzo trudno ustalić, czy klienci rzeczywiście spożywali alkohol w tym a nie innym lokalu. Między innymi dlatego, w sytuacjach, gdy nie mamy stuprocentowych dowodów, musimy takie postępowania umarzać – mówi inspektor. Tymczasem mieszkańcy zapowiadają, że jeśli ich dotychczasowe działania nie przyniosą efektu, podejmą radykalniejsze kroki. - Będziemy walczyć do końca, bo nasza cierpliwość już się wyczerpała. Chcemy mieć wreszcie spokój - mówią.

Ewa Kułakowska