Grzybiareczka z Sasku

Nieopodal lasu, nad wodą, a konkretnie w Sasku Wielkim nad jeziorem o nazwie Sasek Mały mieszka Karolina Jurkowlaniec. Dwuletnia obywatelka naszego kraju urodziła się, co ciekawe, w USA, ale już jako 6-miesięczny berbeć odbyła daleką podróż do Polski. Tu, jak zapewnia jej tatuś Louis, będzie mieszkać na stałe. Karolina jest zapaloną grzybiarką, a właściwie z racji wieku lepiej brzmiałoby: zapaloną grzybiareczką. Mieszka, jak już wiemy, pośród lasów, więc jeśli z przydomowego ogródka zrobi mały wypad za płot, to po chwili powraca z jakimś ciekawym grzybem. Niedawno jej łupem padł dorodny koźlak - fot. 1.

Jak widać na zdjęciu, grzyb jest stosunkowo duży w porównaniu do tak małej dziewczynki, ale jeśli myślicie szanowni Czytelnicy, że jest to największy okaz, jaki udało się znaleźć naszej grzybiareczce, to wielce się mylicie.

* * *

Kilka dni temu Karolinka wybierała się wraz z tatusiem do Szczytna. Wgramoliła się do samochodu, ale że duszką jest niespokojną, w trakcie podróży wierciła się ustawicznie i rozglądała na boki, wypatrując nie wiedzieć czego. Nagle zaczęła krzyczeć: - Gib, tauś, gib!

Nakazała zatrzymać wóz i wyskoczyła z niego. Po chwili powróciła z gigantycznym borowikiem, którego ledwie potrafiła unieść.

Uf, jaki wielki i ciężki gib! - skomentowała swoje znalezisko, nieco zmęczona jego dźwiganiem.

Zszokowany tatuś nie wiedział co odpowiedzieć. No i nie ma się czemu dziwić, bo ów gigantyczny okaz rzeczywiście odbiera mowę. Kto nie wierzy, niechaj patrzy - fot. 2.

Borowik okazał się całkowicie zdrowy, jak przysłowiowy rydz, a wrzucony na wagę odchylił jej wskazówkę daleko poza podziałkę 1000 g!

TRĄBIASTY STWÓR

Spacerując niedawno ścieżką przez bagna, która obecnie jest dużo szersza niż dawniej, zapędziłem się w okolice osiedla Leyka. Przy ulicy o tej samej nazwie zauważyłem dziwotwora jakiegoś, który zwieszał się na przedprożach jednej z posesji usytuowanej w tamtejszym ciągu szeregowców. Ów stwór wydawał mi się być trąbiastym kosmitą, podróżnikiem z innych światów, który zapragnął odwiedzić nasze miasto. Tyle że nie wyszło mu lądowanie i skończył marnie, zawisając na przyschodkowej balustradzie - fot. 3.

Ale tak naprawdę jest to rodzaj reklamy. Mieliśmy w "Kurku" swego czasu krzesło na wysokościach, które oznajmiało, że mamy do czynienia z zakładem tapicerskim, w poprzednim numerze bujającą rybę w przestworzach, zachęcającą do odwiedzenia sklepu rybnego wraz ze smażalnią, teraz kolej na gościa niby to z kosmosu.

Cóż on reklamuje? Ano bajkowy, Kopciuszkiem zwany sklep z używaną odzieżą oraz militariami. W rzeczy samej, ów wiszący dziwotwór to nie ufoludek. To termoizolacyjny kombinezon, jakiego używają strażacy w trakcie gaszenia pożaru wewnątrz budynków, czy innych wielkich pożarów, gdy temperatura jest tak wielka, iż normalnie do ognia podejść się nie da.

NOCNI PIROMANI

Jakieś wredne typy o niszczycielskich zapędach nie dość, że obaliły pojemnik na segregowane śmieci, to jeszcze go podpaliły od wewnątrz. Za cel swojej niezrozumiałej, wandalistyczno-piromańskiej "zabawy" sprawcy obrali oczywiście pojemnik na papier, bo ten, jak wiadomo, jest łatwopalny. No i teraz wrak leży na boku, jak martwa, wyrzucona na brzeg jeziora ryba z rozprutymi bebechami. Czarne plamy na ściance to ślady okopcenia od gorejącego wewnątrz ognia, który u dołu konstrukcji wypalił wielką dziurę na zewnątrz. Pojemnik doprowadzony do takiego stanu jest już tylko do wyrzucenia - fot. 4.

Wandale narazili kasę miejską na koszty, a mieszkańców pozbawili możliwości segregowania odpadów papierowych. Szczęściem na krótko, bo ZUK zaraz stratę uzupełnił i podesłał na miejsce nowy pojemnik. Tyle że obecne rezerwy się kończą. W zapasie pozostały jeszcze tylko pojemniki na szkło i plastik.

- No, to takiego z drugim za mordę i niech kupują nowy! - usłyszałem z ust mieszkańców bloku przy ul. Polskiej, gdy zauważyli zniszczenie pojemnika.

Tak, tylko najpierw trzeba sprawców ucapić. A dlaczego tak się nie stało, skoro pojemniki stoją tuż pod blokiem, a okien w nim sporo. I gdy dzieliłem się tymi spostrzeżeniami ze zbulwersowanymi mieszańcami usłyszałem tyle:

- Ba, łobuzeria rozrabiała w nocy, gdy wszyscy już spali.

PSZCZELARZ SEGREGATOR

Aby przekonać się naocznie jaki jest zapas pojemników służących do segregacji śmieci, udałem się do Zakładu Usług Komunalnych. No i faktycznie, rezerwy są szczupłe, ale z kolei Urząd Miejski obiecuje nowe zakupy - ok. 30 sztuk. Obywatele miasta nadzwyczaj sumiennie, choć z błędami segregują śmieci i trzeba wobec tego dostawić nowe pojemniki.

Główny zaś błąd polega na tym, iż plastikowe butelki, popularnie zwane "petami" wszyscy wrzucają zakorkowane - fot. 5.

To powoduje, że pracownicy ZUK muszą je pracowicie odkręcać i mają z tym mnóstwo roboty, przez co ledwo, ledwo nadążają potem z prasowaniem butelek. Pamiętajmy zatem - korki precz z butelek!

Niby segregowanie "petów" i odkręcanie z nich korków to praca spokojna, nudna, choć na pewno bezpieczna, bo niby cóż takiego może się stać? Wszak korek czy butelka nie ugryzie.

Tymczasem człowiek, który podchodzi do świeżego transportu "petów" ma na sobie nadzwyczaj dziwny ubiór - fot. 6.

Grubą kurtkę, takież spodnie, a na głowie kapelusz, jaki używany jest w pracy przy pasiekach (patrz powiększenie). Co jest zatem grane?

Czyżby butelki miały za chwilę eksplodować i ranić odłamkami ciało, a szczególnie oczy?

Oczywiście, że nic podobnego, na pracownika czyha zgoła inne niebezpieczeństwo - kąśliwe i natrętne osy. Zlatują się one bowiem gromadnie do butelek z resztkami słodkich napojów. Dlatego bez stosownego zabezpieczenia podejść do nich nie sposób! No to pomysłowi pracownicy wymyślili zabezpieczenie, ot co.

KROWOSTRADY

Choć mamy już schyłek lata, aura wciąż dopisuje. Jest słonecznie i ciepło, więc wszelka rogacizna buszuje ciągle po paśnikach. Tam trawka i inne ziółka są zielone oraz soczyste, jest więc czym się nasycić. To w dzień. A co tuż przed nocką? Ano bydełko pędzone jest do obór, bo trzeba je oporządzić, wydoić itp. Nie ma jeszcze krowobusów, w odróżnieniu od gimbusów, zatem krowy, cielaczki i byczki walą do domu pieszo, a że nie znają przepisów nie idą gęsiego, prawym skrajem drogi, a szeroką ławą, całą szerokością jezdni i momentami jeszcze poboczem - fot. 7.

Choć zdjęcie wykonano w Kucborku, widok taki typowy jest właściwie dla większości dróg przebiegających przez szczycieńskie wioski.

2004.09.22