Niedawno redakcję "Kurka" odwiedziła mieszkanka Sawicy, pani Dorota Siemiątkowska, skarżąc się, iż jest zawiedziona efektami remontu szosy Szczytno - Jedwabno. Sądziła bowiem, że w wyniku robót drogowych poprawiony zostanie tamtejszy przystanek autobusowy, tak jak stało się to w pobliskim Janowie. Tymczasem, jej zdaniem, odwalono tu lipę. Nie ma zatoczki, a cała modernizacja przystanku polegała na tym, że wysypano na pobocze jedynie trochę żwiru.

Kiepski przystanek

W dodatku nie najlepsza lokalizacja, bo tuż za szczytem lokalnego wzniesienia sprawia, że wysiadanie z autobusu jest dość niebezpieczne. Po prostu widoczność w głąb szosy, która opada stromo w kierunku wsi jest znikoma i nie wiadomo, co może nadjechać z tamtej strony.

- Niedawno - mówi pani Dorota - wysiadałam z autobusu, a tu nagle wyłonił się tuż przede mną pędzący co koni pod maską olbrzymi tir. Co było robić? Skoczyłam na złamanie karku przez rów do lasu i dopiero kiedy wylądowałam w zaroślach, poczułam się bezpiecznie.

Hm, wieje tu grozą, więc aby zbadać rzeczywiste zagrożenie "Kurek", nie zwlekając, udał się na wskazane wzgórze przed wsią Sawica. Dotarłszy do celu, choć rozglądał się bacznie dookoła, żadnego przystanku nie zauważył - fot. 1.

Co się stało, u licha? Wszak jeszcze parę dni temu pani Dorota wsiadała tu i wysiadała z autobusu. Czyżby przystanek zlikwidowano i teraz sawiczanie muszą dyrdać pieszo do najbliższego w Janowie?

Rzecz jednak wkrótce się wyjaśniła. "Kurek" po prostu nadjechał w takiej chwili, kiedy robotnicy drogowi usunęli stary znak, aby wkopać nowy. Nie minęło wiele minut, a przystanek w Sawicy wrócił na swe dawne miejsce - fot. 2.

Tyle, że niestety, tak jak mówiła nam pani Dorota, bez zatoczki, bez wiaty, jak gdzieś, za przeproszeniem, na zadupiu, a nie w atrakcyjnej turystycznie wsi mazurskiej. I rzeczywiście, jeśli z tego miejsca spojrzy się w dół, w stronę wioski, nadjeżdżające pojazdy widzi się w ostatniej chwili, gdy te wyłonią się zza wzniesienia.

CHODNIKOWE WERTEPY

Pan Robert Kuraj, który mieszka przy ul. Piłsudskiego 37/1 skarży się "Kurkowi" na niebywale nierówny chodnik, jaki ciągnie się na odcinku ok. 30, 40 metrów wzdłuż tej ulicy, od skrzyżowania z ul. Pułaskiego do pierwszej, ale nieczynnej bramy WSPol. Odcinek ten pokrywają stare płytki, które sterczą we wszystkie możliwe strony, przez co chodnik jest wyboisty. Z trudem można po nim chodzić, o ile ma się zdrowe nogi.

Tymczasem teść pana Roberta, 86-letni człowiek nie porusza się samodzielnie. Jego inwalidzki wózek pcha nasz rozmówca. A opisywany odcinek musi pokonywać tyłem do kierunku jazdy, bo inaczej wózka w ogóle by tędy nie przepchał - fot. 3.

Na co wskazuje tajemnicza strzałka, o tym za chwilę...

DZIWNY BURMISTRZ

Nieco żartując, pan Robert mówi "Kurkowi", iż z chwilą objęcia władzy przez obecnego burmistrza Pawła Bielinowicza miał nadzieję na poprawę sytuacji. Rozumował bowiem tak: skoro ci włodarze miasta, którzy dostali się ostatnio na burmistrzowski fotel, swoje urzędowanie rozpoczynali od remontu ulic, przy których mieszkali, to może i tutaj coś się zmieni na lepsze. Pamiętamy wszak, jak pięknie poprawiono za kadencji Kijewskiego ul. Boh. Westerplatte, że równie ślicznie wybrukowano ul. Reja, gdzie mieszka inny były włodarz miasta pan Żuchowski. No to teraz powinien być przynajmniej poprawiony chodnik, który prowadzi przecież do posesji burmistrza Bielinowicza. Ba, nic takiego się nie stało...

TAJEMNICZY OTWÓR

Opisywany wyżej wyboisty chodnik jest dość szeroki i po prawej stronie ma trawiasty kobierzec (vide fot. 3). W zasadzie nikt po nim nie chodzi, skoro są płytki. No, ale jeśli położono je tak krzywo, czasami omijając lokalne wyboje, ten i ów wejdzie na trawkę.

No i katastrofa gotowa, bo w trawniku czai się na nieuważnego przechodnia spora dziura - fot. 4.

Tak na oko na metr głęboka. Nieomal wpadłby w nią ongiś pan Robert, kiedy przechodził na drugą stronę ulicy.

ZEBRA NAD ZEBRAMI

Przed Zespołem Szkół nr 1 powstało jedyne w swoim rodzaju przejście dla pieszych w naszym mieście. Niezwykle trwałe, bo niemalowane, a zrobione z dwubarwnej kostki brukowej.

Wykonanie go tą techniką zajęło co prawda nieomal dwa dni, jednak teraz przejście jest nie do zdarcia i będzie służyło przez lata. Nie trzeba go co roku odmalowywać, a uczniowie szkoły, choćby nie wiadomo jak często po nim chodzili do szkoły lub na wagary, na pewno go nie zadepczą - fot. 6.

Warto by było zbudować takich przejść znacznie więcej.

NIEŁADNY WIDOK?

Swego czasu uchwałą Rady Miejskiej nakazano usunąć wszelkie kładki i quasi-pomosty, jakie wnikały w toń obu naszych miejskich jezior. Ba, mało tego, polecono usunąć także wszelkie łódki, które cumowały przy brzegu. Motywacja była m.in. i taka, że źle to wszystko wyglądało. No bo jak to tak, jakaś rozmiękła, na poły zatopiona krypa ma straszyć swoim widokiem miejscowych i turystów?

Lato minęło, chwytają pierwsze mrozy, więc już niedługo wody jezior może skuć lód i uwięzić na trwałe pozostawiony w wodzie sprzęt pływający. "Kurek" wybrał się zatem nad małe jezioro, aby przypatrzeć się, czy zniknęły kładki wraz z łódkami.

Cóż, po pomostach, istotnie - ani śladu. Tkwi jednak w toni parę łódek, w tym krypa widoczna na fot. 5.

Tyle, że mam wątpliwości co do tego, czy jest to istotnie mało estetyczny widok. Wszak woda, drzewko nad nią i łódka na fali tworzą raczej urokliwą scenkę, a więc o brzydocie nie może tu być mowy! Oceńcie to zresztą Czytelnicy sami.

2004.10.20