Zapraszam na rowerową przejażdżkę przez mostki pocałunków.

Na liczącą 20 km wycieczkę ruszamy brzegiem jeziora Dużego Domowego, by tuż przed stacją CPN wjechać z ul. Chopina w ul. Gnieźnieńską. Kierując się cały czas prosto zmierzamy piaszczystą, doskonale utwardzoną drogą do Sędańska. Możemy wjechać do wsi, ale polecam wygodny objazd i wówczas skręcamy zgodnie z drogowskazem w drogę prowadzącą do Witówka. Teraz będziemy przemieszczać się trasą, którą zdobią mostki. Dobrzy ludzie mówią, że są to mostki pocałunków i opowiadają taką historyjkę o Hani i Michale.

Mostki pocałunków

Hania była po słowie z Czarusiem, synem właściciela tartaku. Na początku czerwca młodzi mięli stanąć na ślubnym kobiercu. Ale traf chciał, że pokłócili się o błahostkę. Dziewczyna wpadła na pomysł, by koło domu, w którym mieli zamieszkać, zrobić skalniak. Do wspólnej pracy zachęcała Czarka. Oburzył się na taką propozycję krzycząc: "Ja mam tyle pieniędzy, że sam nie muszę pracować. Jutro przyślę Michała, on to zrobi". Popłakała się, ale następnego dnia ochoczo zabrała się do pracy sama. Już po godzinie miała dość, wówczas zjawił się Michał. Znała młodzieńca, bo Czarek często zatrudniał go odrywając od zajęć w tartaku. Po czterech dniach skalniak był gotów, a Hania zauroczona zręcznością i pracowitością Michała. Wspólna praca zbliżyła ich bardzo, a oni odkryli, że mają bardzo zbliżone upodobania. Dlatego też po kolejnej sprzeczce z Czarkiem natychmiast pobiegła do Michała, który zabrał ja do swojego, ukrytego w leśnej głuszy domu. Rano budził Hanię śpiew skowronka biegła więc do źródełka i w lodowatej, ale krystalicznie czystej wodzie myła twarz. Tej porannej toalecie towarzyszył nieustanny koncert ptaków. Ćwierkały niestrudzone od samego świtu aż do zachodu słońca. Każdy kolejny dzień zespalał ją z otaczającą przyrodą, wyciszał i oddalał od sprzeczek z Czarkiem. Czuła się wspaniale wśród ptaków, które nie uciekały na jej widok i wesoło figlowały nad głową dziewczyny. Hania zaprzyjaźniła się z dzięciołem opukującym sosny i z wiewiórką zamiatającą rudą kitą gałęzie. Nawet zajączek stawał słupka, by poznać nową towarzyszkę zmierzającą rankiem do jego ulubionego wodopoju. Upalne lato szczodrze obdarowało piękną Hanię słońcem i skarbami lasu. Biegała po ścieżkach wydeptanych przez zwierzynę i po łąkach razem z sarenkami. A gdy Michał wracał do domu szczebiotała niczym ptaszyna o tym wszystkim co widziała i co robiła.

Najwspanialsza była niedziela, Michał nie szedł do pracy i cały długi dzień należał do nich. Brali wędki i szli nad rzekę łowić ryby. Mijali mostki i na pierwszym Michał zatrzymał Hanię, by wyznać jej miłość i pocałować. Na kolejnych tulił ukochaną i namiętnie całował. Wędrówkę kończyli na największym moście i tam pocałunkom nie było końca. A ryby spokojnie czekały, aż młodzi zejdą na brzeg i brały jak oszalałe. Nad wieczorem rozpalali ognisko i piekli złowione płotki oraz okonie. W specjalnym kociołku gotowali wodę wraz z liśćmi mięty i poziomek. Wydawać się mogło, że nic nie zakłóci sielanki kochanków żyjących w nierozerwalnym zespoleniu z przyrodą. Proza życia wdarła się w ich związek wraz z nadejściem jesieni. Michał nadal pracował w tartaku, Hania całe dnie spędzała w domu. Gdy sprzątnęła, ugotowała obiad to i nie miała ochoty na samotne spożywanie potraw. Siadała przy oknie i tęsknie patrzyła na zalany deszczem las. Monotonne kapanie pogłębiało smutek. Często płakała i nie wiedziała do czego tęskni, czy do pełnej kwiatów, zalanej słońcem łąki, czy też do ludzi, do cywilizacji. Na dodatek przyplątało się przeziębienie i musiała leżeć w łóżku, a drewno tak szybko płonęło i w chacie znów robiło się zimno. Podczas wspólnych, dawniej tak upragnionych niedziel, kłócili się. Ona zarzucała Michałowi brak zaradności, on wypominał jej brak wyrozumiałości. Prostota i skromność chaty dostateczna latem, nie napawała optymizmem, gdy chłód zagościł na dworze na dobre. Pewnego dnia, gdy walczyła z gasnącym ogniem i wycierała załzawione od kłębiącego się dymu oczy, ktoś głośno zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. Najpierw usłyszała kaszel gościa, a dopiero po chwili ujrzała Czarka. Natychmiast podbiegła do niego, a on przytulił i pozwolił, by wypłakała się na jego piersi. Zabrał ją tak jak stała i dał wszystko to, czego się wyrzekła. Luksusową willę, samochód, dostatnie i wygodne życie. Wybaczył. Było weselisko jak się patrzy oraz podróż na Cypr. A gdy po roku urodziła Maciusia - synek stał się najważniejszy. Rósł jak na drożdżach, a że lubił ruch więc cała trójka na rowerach wyprawiała się w plener. Pewnego lata rowery skierowali w stronę, której Hania dawno nie odwiedzała. Na widok zakoli rzeki i pierwszego mostka, dziwny niepokój ścisnął serce kobiety. Zatrzymała się, zapatrzyła w siną dal i cicho wyszeptała: "Michale nie rozpaczajmy, że minęło; cieszmy się, że było... przepraszam". Wówczas podszedł do niej Czarek, a gdy wziął w ramiona i pocałował wiedział, że ona nie żałuje...

Grażyna Saj-Klocek

2004.07.21