Szacunkowy koszt budowy Wodnego Szlaku Małych Jezior Mazurskich, czyli kanałów łączących szczycieńskie akweny z pasymską Kalwą to 470 mln zł. Doliczając do tego nakłady na dokumentację, wykup gruntów, wyłączenia z produkcji itp. - wychodzi 600 mln zł. To kwota, która tę inwestycję praktycznie oddala w niebyt.

Odpływają mrzonki

Wizję świetlanej, kanałowej przyszłości przed szczycieńskimi samorządowcami odgrzał starosta Andrzej Kijewski podczas ubiegłorocznego styczniowego spotkania z samorządowcami, przedstawicielami wojewódzkich władz i organów bezpieczeństwa.

Po wizjonerskim wystąpieniu, już pół roku później starostowi urzędnicy i starosta sam też dowiedzieli się, że... nic nie wiedzą: ani jak kopać, ani którędy (dokładnie), ani za ile... A jak próbowali uzyskać odpowiedź na którekolwiek z tych pytań, to okazywało się, że odpowiedzi nie ma, za to liczba wątpliwości rosła.

Jesienią ubr. zapadła ważka decyzja: należy wydać około 100 tysięcy złotych po to, by się w końcu dowiedzieć, czy te kanały wybudować w ogóle się da i czy warto. Postanowiono zlecić opracowanie tzw. studium wykonalności. Starosta Kijewski we własnej osobie pojawiał się na sesjach samorządów (w Pasymiu i w Szczytnie), by namawiać radnych do współfinansowania przedsięwzięcia. W Szczytnie, gdzie w radzie największy klub stanowią radni SLD, partii, której w mieście szefuje Kijewski, manewr się powiódł, bo w miejskim budżecie wygospodarowano 35 tysięcy złotych (w powiatowym wcześniej znaleziono 50 tysięcy). Radni z gmin (Pasym, Szczytno i Dźwierzuty) byli bardziej odporni. Równocześnie zaczęto przygotowywać specyfikację do przetargu na opracowanie studium, przy czym do udziału w przygotowaniu specyfikacji zaproszono kilku olsztyńskich fachowców.

Kiedy skończył się rok, a specyfikacja była na ukończeniu okazało się, że... nie jest ona potrzebna. Bo na kolejne spotkanie robocze (28 stycznia br.) w sprawie budowy kanałów, z udziałem wójtów, burmistrzów i kilku innych osób, przybył fachowiec z Olsztyna (inny niż ci, którzy współpracowali ze starostwem dotychczas), ekonomista z biura doradztwa związanego z ochroną środowiska i rzucił zebranym kilka cyfr. Właściwie wystarczyły tylko dwie. Jedna mówiła o szacunkowych kosztach budowy wodnego szlaku, sięgających 470 mln zł. Według drugiej wersji potrzebne byłoby znalezienie 600 mln zł, gdy do wykonania doliczyć jeszcze koszty pośrednie: dokumentację, uzgodnienia, wykup gruntów itp.

Przy takich hipotetycznych kosztach, podanych przez fachowca - sny o kanałowej potędze upadły... choć może nie do końca. Bo fachowiec z Olsztyna powiada, że same kanały, oderwane od otoczenia, nie powiązane z rozwojem regionu i turystyką w powiecie - to abstrakcja, na którą nikt nie da pieniędzy. Żeby o nich w ogóle myśleć i się o nie starać, trzeba najpierw opracować ogólny program rozwoju turystyki w powiecie. Fachowiec wie, co mówi, bo sam, wraz ze swym zespołem z biura, opracował takie programy już dwa, między innymi program ochrony rzeki Krutyni.

Rok 2004 upłynie więc starostwu pod hasłem tworzenia programu rozwoju turystyki. Tym samym odstąpiono od projektu tworzenia tylko kanałów w oparciu o studium wykonalności (a dodać trzeba, że był on postulowany przez innego jeszcze fachowca z Olsztyna).

W programie ma być uwzględniona kwestia komunikacji między poszczególnymi akwenami. Czy będzie to system kanałów tego nikt na razie nie wie.

Można by, przy dużej dozie złośliwości uznać, że starostwo powiatowe cofa się w rozwoju. Na początku ubiegłego roku wiedziało dokładnie, jaka ta komunikacja międzyjeziorna ma być, a na początku tego roku - już tego nie wie. Wie natomiast, że właściwie wcale nie powinno się "plątać" w programy międzygminne, projekty, kanały itp. bo to nie jego kompetencje. Starostwo może i wie, ale starosta - chyba nie za bardzo. Bo nieustannie tworzy nowe wizje i wiele świadczy o tym, że na myślenie pan starosta czasu nie skąpi. I wciąż coś wymyśla. Ostatnio wpadł na pomysł, by ratować zabytkowe chaty we wsi Klon. W ramach ratowania ma napisać list do ministra. Zamierza także zainteresować chatami w Klonie prywatne firmy. Jak taka chałupę wyremontuje, to w zamian będzie mogła na niej swoją reklamę zawiesić.

No i niech tam, może się staroście uda zrealizować zamiary. Dobrze, że prasowe publikacje czyta, bo inaczej to by nie wiedział, że trzeba się zabytkowym Klonem zainteresować. Co prawda, w strategii województwa już ze trzy lata temu zapisano, że Klon trzeba chronić, bo to kulturowe dziedzictwo. I może dzięki temu zapisowi Klon ma jakieś szanse. Bo zamiary starosty o niczym nie świadczą. W końcu jego projekt budowy, a dokładniej odbudowy skoczni narciarskiej w Rudziskach Pasymskich (z sierpnia ubr.) też spłynął... kanałem.

Reasumując powyższe mam skromną prośbę do starosty: niechże już coś zrealizuje, jedno - chociaż malutkie przedsięwzięcie, a przestanie tylko "zamierzać". Przysłowie o tym gdzie trafiają dobre chęci wszyscy znają...

Halina Bielawska

2004.02.04