W nr 30 „KM“ z dn. 3 sierpnia ukazała się recenzja książki Olafa Göbelera „Wielbark. Historia pewnego wschodnipruskiego regionu pogranicza“. Autor recenzji, Witold Olbryś, wskazuje błędy merytoryczne oraz nieprawdziwe, jego zdaniem, informacje w niej zamieszczone. Do recencji odniósł się Olaf Gobeler. Poniżej publikujemy jego stanowisko w wersji oryginalnej.

Polemiki - Historia Wielbarka z błędami
Autor listu podczas niedawnej wizyty w Wielbarku

Kiedy wyraziłem zgodę na tłumaczenie i udostępniłem swoją książkę Gminie Wielbark, wiedziałem, że ktoś taki jak pan Olbryś zacznie oczerniać moją pracę. Gdyby projekt wyszedł na jaw zbyt wcześnie, regionalni pisarze staraliby się mu zapobiec. Reakcja była więc tym bardziej gwałtowna. Tego samego dnia pojawiły się obelgi i wyzwiska. Teraz pan Olbryś uważa, że został wezwany do napisania recenzji książki, która zasadniczo została opublikowana w 2004 roku. W tamtym czasie z wielu stron pojawiła się krytyka, ponieważ w książce było zbyt mało zdjęć. Nawet wtedy większość starych zdjęć nie podlegała już prawom autorskim i mogła być swobodnie wykorzystywana. Często tylko słabe kopie były dla mnie dostępne, za inne zdjęcia płaciłem opłatę za użytkowanie.

Dr Jasiński napisał już recenzję pierwszej wersji mojej książki, w której naturalnie nie zaakceptował moich przedstawień tematów wybuchowych, ponieważ do dziś państwo polskie nie uważa się za samokrytyczne. O exodusie Niemców z ich ojczyzny, sam zapewne osądził w nieznajomości ówczesnych praw, że Niemcy nie chcieli mieszkać w Polsce. Ale dr Jasiński dostrzegł bogactwo informacji w źródłach historycznych.

Pierwsze wydanie mojej książki zostało zaprezentowane historykom Prus i Instytutowi Herdera w Marburgu. Ówczesny przewodniczący Prus, dr Förmer, i dr Peter Wörster z Instytutu Herdera pogratulowali mi książki. Treść książki została również dobrze przyjęta przez czytelników, głównie byłych mieszkańców lub ich potomków.

Pan Olbryś skrytykował moją drobiazgową relację z okresu od 1919 r., kiedy Polska przejęła ziemie niemieckie. Referendum w 1920 roku było wydarzeniem, które miało ogromny wpływ na obszar Willenbergu. Jeśli do dziś strona polska pisze o plebiscycie z dziwnymi wyobrażeniami, to wynika to z niewiedzy autorów o tym, co myśleli i czuli wówczas mieszkańcy Mazur. Tak łatwo byłoby zapytać tych ludzi, dlaczego nie chcą być Polakami. W tym czasie polscy historycy nie odważyli się zapytać 97% ludzi, którzy byli przeciwko Polsce. Mieszkający w Niemczech Mazurzy musieli akceptować to, co pisali o nich Polacy i nie mieli prawie żadnej możliwości wypowiedzenia się. Z tego powodu przedstawiłem opinie byłych mieszkańców i posłużyłem się studium niemieckiego Bundestagu dla wsparcia naukowego.

W przypadku rozdziałów dotyczących I i II wojny światowej celowo nie korzystałem z niemieckiego historyka jako źródła, ale z Francuza. Gdybym korzystał z niemieckich źródeł, to nawet gdyby niemieccy historycy pisali w ten sam sposób, Niemcy znów mieliby antypolskie poglądy. Więc to Francuz pisał o polityce Polski. Ale Olbryś nie przepuścił okazji, by oskarżyć mnie o antypolskie akcenty. Zaznaczam w tym miejscu, że moja żona jest Polką!

Pan Olbryś próbuje mnie ośmieszyć pisząc, że nie korzystam i nie znam polskiej literatury archeologicznej i historycznej, która jest dla niego tak kluczowa. Archeolog Kowalczik udowodniłaby swoimi badaniami, że wały na południe od Wielbarka zbudowali Mazowszanie! Oczywiście to mu się bardziej podobało niż to, że budowniczymi byli Galindowie. Miałem już dyskusję z Olbrysiem na temat archeologa Kowalczika, w której interweniował uczeń tej kobiety, którego też nie przekonały te badania pani Kowalczik. Max Töppen, Erich Keyser, Hans i Gertrud Mortensen oraz czołowi niemieccy uczeni w badaniach nad Prusami, opisują granicę Galindów i Sudowów znacznie dalej na południe. Z tego, czego Olbryś nie przyjmuje do wiadomości lub o czym nie wie, Zakon Krzyżacki konsultował ówczesne granice z miejscową ludnością.

Pan Olbryś jest rozbawiony, że uważam artykuł Landbaumeistera Schimmelpfenniga z 1821 r. za wiarygodny. W swoim artykule Schimmelpfennig potwierdza darowiznę działki Nowakowi, strzelcowi wyborowemu, który w tym czasie oddał strzał do Tatarów i trafił. W zamian otrzymał działkę. Schimmelpfennig zbadał stare księgi wieczyste w archiwum zamkowym i znalazł potwierdzenie legendy. W tamtych czasach te dokumenty jeszcze istniały, a artykuł Schimmelpfenniga z 1821 roku jest również źródłem historycznym!

Pan Olbryś naśmiewa się również z tego, że nadal piszę o najeździe Tatarów, którzy również najechali Pasym. Pruski historyk Hartknoch podał to jako współczesny świadek. Jeśli wierzyć panu Olbrysiowi, to współcześni świadkowie nie byli w stanie odróżnić Tatara od polskiego żołnierza. Historyczne dokumenty pruskie donoszą o Tatarach lub, bardziej ogólnie, wrogach, którzy najechali Prusy w imieniu króla polskiego. Tatarów można również opisać jako polskich najemników! Po ponad 300 latach jakiś historyk pisze o tym, że to Polacy najechali okolice Nidzicy, Wielbarka i Pasymia? A może to byli polscy najemnicy? Wynik pozostaje ten sam!

Olbrysiowi wydaje się też dziwne, że piszę, iż tatarski kapitan zabił Wielkiego Mistrza w 1410 roku. Stara pruska kronika podaje imię tego człowieka i charakter obrażeń. Wielkiemu Mistrzowi odcięto mieczem dolną szczękę i poderżnięto gardło. Dolną szczękę wielkiego mistrza zabrano do Krakowa, ciało przekazano garnizonowi zamku w Ostródzie. Tak pisał pruski kronikarz Caspar Schütz w 1599 r. po zbadaniu archiwów zakonu.

Zasadniczo pan Olbryś uważa, że należy znać i korzystać z nowej polskiej literatury. Dlaczego? Czy źródła pruskie i niemieckie są z jego punktu widzenia błędne? Niemieccy historycy są ekspertami od historii Prus! Archiwum w Berlinie jest pierwszym adresem dla historyków badających Zakon i Prusy w ogóle. Olbryś twierdzi, przekonany o własnej racji, że moje informacje o wczesnej historii kraju są błędne. Pan Olbryś nadal trzyma się wczesnej historii powiatu szczycieńskiego i ignoruje nowe niemieckie badania. Zaprzecza to jego życzeniowemu myśleniu o wczesnej słowiańskości w regionie. Przedstawiłem moje badania nad wczesną historią powiatu szczycieńskiego uniwersytetom. Są tym zainteresowane, ponieważ wiele poszlak potwierdza prawdziwość moich informacji. Zarządzanie powiatem szczycieńskim przez biskupa warmińskiego i zakon krzyżacki rozpoczęło się 120 lat wcześniej. Najpóźniej, gdy Galindowie uznali zwierzchnictwo Zakonu Krzyżackiego w 1253 roku. Kto do tego czasu znał znaczenie roku 1253? Co zapisano w traktatach rozbiorowych między Zakonem Krzyżackim a biskupem warmińskim? Co jest zapisane w pierwszych przywilejach wydanych przez Zakon Krzyżacki? Czytałem te dokumenty jako zdigitalizowane oryginały. W tym miejscu zarzucam Töppenowi, Gollubowi czy Saborowskiemu, że nie przeczytali dobrze tych dokumentów. Data ich wydania jest prawidłowa, ale nie uwzględniono wzmianek o tym, że wsie już istniały. Dzwierzuty miały już wójta w 1392 r. i są tam dwie starsze nazwy. Wapno na odbudowę zamku w Szczytnie pobrano z Łupowa/Wappendorfu w 1370 r., a dla Nidzicy jeszcze wcześniej. Czyli wsie istniały dużo wcześniej! Nawet Olbryś nie czytał takich dokumentów, jakże by mógł, jest przecież znawcą pisma staroniemieckiego! Ja zajmuję się tymi dokumentami od 35 lat!

Z pewnością pan Olbryś nie jest ekspertem, aby krytykować mnie i moją pracę. Z tego powodu szkoda, że Pan Olbryś atakuje Gminę Wielbark, która uznała moje informacje o historii miasta i regionu za wystarczająco dobre, a także uczelnie wyższe, które po pewnym czasie dobrej współpracy z polskimi uczelniami, widzą krok wstecz u swoich polskich kolegów. Presja z Warszawy ma tutaj bardzo negatywny wpływ.

Pan Olbryś wywołuje to polowanie na czarownice, ponieważ różnię się od opinii Kosserta. Andreas Kossert nie jest ekspertem od historii Zakonu czy Prusów, w tym Galindów. Nie miałem z nim kontaktu od dłuższego czasu i dlatego nie pokazałem mu mojej pracy na temat Galindów. Jako historyk z pewnością zrozumiałby moją pracę lepiej niż pan Olbryś.

Olaf Göbeler