W świecie "Kręciołów".

Znów radość zagościła w naszych sercach, bowiem lody puściły i nareszcie możemy oddawać się ulubionej pasji.

Znów radość zagościła w naszych sercach, bowiem lody puściły i nareszcie możemy oddawać się ulubionej pasji.

W Lejkowie deszcz tańczy po głowie

Deszczowa pogoda

Niedzielny poranek wywabił z domowych pieleszy dziesięciu rowerzystów. Ruszyliśmy w stronę Zabiel zakładając odwrót, ponieważ prognozy wyraźnie mówiły o deszczu. "Miało padać, a nie pada" - cieszyliśmy się mijając Zabiele i kierując nasze rumaki na Lejkowo, by przez Lipowiec wrócić do Szczytna.

W Lejkowie pierwsze pojedyncze krople zaczęły spadać na nasze głowy. Ale kolega Ryszard szybko pokazał nam jak się lawiruje między kroplami deszczu i faktycznie udało się - przestało padać i dzięki temu mogliśmy wysłuchać kolejnej historyjki o mijanej miejscowości.

Reporterka doi krowy

Do Lejkowa przyjechała para reporterów. Lśniąca limuzyna zajechała pod dom gospodarzy, którzy wygrali ogłoszony przez lokalną prasę konkurs: "Kwiaty w mieście i zagrodzie". Ale dziennikarze mieli pecha, bo gospodarz w polu, a gospodyni w oborze przy dojeniu. Szczęśliwa laureatka przepraszała, że nie może gości oprowadzić po posesji, bo krowa dająca najlepsze mleko, akurat "przypuściła" i trzeba ją wydoić do końca. Reporter kręcił nosem i ubolewał, że za chwilę zajdzie słońce i nic nie wyjdzie na zdjęciach, a tylko po to jechali taki szmat drogi. Nagle reporterka zwróciła się do gospodyni, by ta poszła na sesję zdjęciową przy kwiatkach, a ona dokończy dojenie. "Ot, uparciuchy" zamruczała pod nosem kobieta i spojrzawszy na wystrojoną i wyfryzowaną paniusię pomyślała, że jak taka mądra to niech doi. Doskonale znała Krasulę i wiedziała, że zaraz "lignie" obcą, co przecież nic a nic nie zna się na dojeniu. Raczej dla śmiechu odstąpiła skopek i stołek, i poszła z reporterem. Ale, gdy tylko skończyła pozować przy kwiatach, szybko popędziła do obory. A tam oniemiała z wrażenia. Krasula nie "liga", a paniusia tak przebiera rękami, że mleko strzyka strumieniem wprost do skopka.

- Ojejku, tyle mleka Krasula nigdy nie dała, czy pani ją zaczarowała - zakrzyknęła.

- Nie, to nie czary, pochodzę ze wsi i umiem doić krowy - zaśmiała się reporterka klepiąc Krasulę po boku.

Śmigus-dyngus

My tu gadu, gadu a prognoza się sprawdziła i od Wałów aż do Szczytna mieliśmy prawdziwy śmigus-dyngus. Przemoczeni wróciliśmy do domów, tam dla kurażu wypiliśmy po szklance mleka z miodem, by ustrzec się ewentualnego przeziębienia. A, że mleko na pewno wprost z Lejkowa, więc o swoje zdrowie jesteśmy spokojni.

Grażyna Saj-Klocek

2004.04.14