POLSKI ROCK-AND-ROLL

Gdyby ktoś mnie zapytał, w jakim mieście powstało stowarzyszenie pod nazwą "Polski rock-and-roll", to zapewne o Szczytnie bym nie pomyślał. A jednak takie stowarzyszenie ma swoją siedzibę w naszym mieście. Jego pomysłodawcą i prezesem jest Maciej Cybulski, polski Amerykanin, a może amerykański Polak, przyjaźniący się niegdyś z Krzysztofem Klenczonem. Przyjaźń umacniała się na gruncie chicagowskim, ale rodzinne miasto Klenczona, budzące sentyment wielbicieli artysty, przyciągnęło też starego druha. Nie wiadomo, czy stowarzyszenie mające wśród swoich celów programowych popularyzację historii i dorobku polskiego rocka, liczy na pomoc miasta Szczytna, czy to nasze miasto liczy na własną promocję, dzięki prężnej działalności powstałego tutaj stowarzyszenia. Jakby nie patrzeć, korzyść wydaje się obopólna. Polski rock ma się gdzie promować, a nasze miasto jest promowane. Krótko to można podsumować - IDEA SZCZYTNA.

Pierwszym owocem działalności stowarzyszenia jest jego współuczestnictwo w otwarciu nowego parku. No, może park niezupełnie jest nowy, ale 16 października otrzyma imię Krzysztofa Klenczona, co upamiętni wyryty na głazie napis. Park ma przyciągać nie tylko fanów rocka, będą mogły w nim uwiecznić swoją obecność również muzyczne gwiazdy.

W jaki sposób, jeszcze nie wiadomo, sam pomysł, by pozostawiały wyraźny ślad swojej obecności w wybranym miejscu, wydaje się bardzo dobry. Gwiazdy zjeżdżać się będą jedna po drugiej, no bo jeśli Janek zostawi tu coś po sobie, to Kazik nie będzie gorszy, zaraz potem błyskawicznie zamelduje się Kaśka... i tak dalej. Będzie się tak działo na bazie zdrowego ducha rywalizacji gwiazd polskiej muzyki młodzieżowej. A nasze miasto tylko na tym zyska, bo gwiazdy przyciągają publiczność z całego kraju, a może i z Ameryki.

Widać więc, że można zrobić coś z głową i liczymy na to. Niekoniecznie musi upłynąć wielka rzeka czasu od pomysłu do przemysłu. W każdym razie, kolejny rok kulturalny rozpoczyna się interesującym akcentem.

Lata temu przyjechał do Rzeszowa w charakterze "kaowca" (szerzącego kulturę i oświatę) poeta Bogdan Loebl. Miał dostać zaraz na starcie mieszkanie, niestety utknął w hotelu robotniczym. Poszedł wtedy do władz miasta z interwencją. Towarzysz pierwszy sekretarz (faktycznie był pierwszy wśród miejscowej władzy) wysłuchał go i stwierdził: "Sprawa wsiadła na żółwia, czas żeby przesiadła się na szybsze zwierzę". I Bogdan Loebl mieszkanie otrzymał, pozostał w Rzeszowie, a zaowocowało to piękną współpracą z też tam mieszkającym Tadeuszem Nalepą. Nalepa powiedział potem, że gdyby nie dostał od Loebla jego tekstów, nie napisałby takiej muzyki i nie zaśpiewał tego, co nas tak cieszy do tej pory w wykonaniu grupy Breakout.

Wniosek ogólny więc taki: nie wolno dopuszczać, żeby sprawa wsiadała na żółwia. Natychmiast musi się przesiąść na szybsze zwierzę. Tylko gdzie teraz znaleźć takich władnych pierwszych sekretarzy?

Marek Samselski

2004.10.13