KRÓTKIE NOTATKI

Środa, 29 września

Serial pt. Prace Sejmowej Komisji Śledczej trwa. Przesłuchania prokuratorów - widać, że kręcą, oskarżają jeden drugiego. I co z tego wyniknie? Do "Kręciołów" (czyt.: krętaczy) dołączył prezydent Kwaśniewski "przesłuchiwany" przez Monikę Olejnik w programie "Prosto w oczy".

... Z pieca spadło

Czwartek, 30 września

Wieczorem oglądam mecze Wisły Kraków i Legii Warszawa w TV. Oba przegrane z podwórkowymi drużynami: Dynamo Tbilisi i Austria Wiedeń. Kompromitacja polskiej piłki nożnej!

Piątek, 1 października

Zmarł Zygmunt Kałużyński - entuzjasta kina, znawca malarstwa i muzyki poważnej. Trochę przypominał mi Jerzego Waldorffa. Ale tylko trochę. Był mężem Julii Hartwig nim została żoną Artura Międzyrzeckiego.

Sobota, 2 października

Pomysł na opowiadanie do cyklu "Opowieści szpitalne".

Pan Stanisław, chyba w przeszłości pracownik GS z miasteczka O. jest chory na raka języka. Ciężka i nieprzyjemna choroba. Chce koniecznie pójść na przepustkę (jest taka możliwość). Nie powinien, bo to może zaszkodzić terapii. Ale chce koniecznie (i ma do tego prawo wg "Praw i obowiązków pacjenta"). Dlaczego? Sprawa jest prosta. Może nawet trochę śmieszna, gdyby nie była tak tragiczna. Otóż żonę pana Stasia odwiedzają liczni krewni, bliżsi i dalsi znajomi i wyrażają swoje współczucie z powodu ciężkiej choroby i bliskiej śmierci męża. A pan Stasio w ogóle nie ma zamiaru umierać - trwa leczenie i to ze znaczną szansą na wyzdrowienie. I swoją wizytą w domu pan Stasio chce udowodnić, że wcale do przejścia w zaświaty mu nie spieszno.

Powyższy temat jest ważny. Wiedza społeczeństwa o tej chorobie jest prawie zerowa, co ma opłakane skutki dla chorych i ich najbliższych. Na Boga! Rozpoznanie i stwierdzenie, że mamy do czynienia z nowotworem nie oznacza wyroku śmierci! Chorobę się leczy i to często z pomyślnym skutkiem. Coraz więcej ludzi chorych wraca przecież do normalnego życia, a nawet pracy. Może są mniej sprawni fizycznie, i to tylko tyle. Cierpiących na chorobę nowotworową należy traktować po przebytej kuracji tak samo jak niepełnosprawnych. Bo są to ludzie niepełnosprawni, a nie umierający. A śmierć? Cóż, każdy z nas umrze, co nie znaczy, że chorzy na nowotwory są pierwsi w kolejce. A kto to jest - nikt z nas, śmiertelników, nie może przewidzieć.

Niedziela, 3 października

Rząd, w zgodzie z obowiązującymi terminami, złożył na ręce sejmu projekt budżetu na 2005 rok. Nie wygląda źle, a na ile jest realny - nie wiadomo. Przewiduje on ok. 18,5% bezrobocie. I to jest właśnie fikcja. Bo takiego bezrobocia nie ma nawet teraz. Tyle, że nie wiemy, nie potrafimy zbadać, jaka jest faktyczna jego wysokość. Mam na myśli fakt, że wielu ludzi pracuje "na czarno". Gdyby tego nie robili, trudno byłoby im wyżyć. Co zrobić, żeby nie trzeba było podejmować takiego rodzaju zatrudnienia? Ja mam tylko jedną radę: obniżyć obciążenia firm w ten sposób, żeby zatrudnianie "na czarno" się nie opłacało. A jak to zrobić - to już sprawa rządu, a nie moja. W każdym razie nie jest to podnoszenie podatków. Ani tych zasadniczych, podstawowych ani obciążeń wynikających z podatków ukrytych. I wcale nie mam na myśli podatków akcyzowych, ale wiele drobnych w rodzaju: opłat skarbowych, opłat abonamentowych, drogowych i tym podobnych.

Wtorek, 4 października

Właśnie obchodzimy 50-lecie istnienia Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie. I tu mam wątpliwości, co do ilości tych lat. Bo czy szkoła sprzed 30 lat, to ta sama szkoła co obecnie? Z pewnością mury są te same. Ale czy program, czyli treść nauczania i cel, któremu służyła kiedyś milicja, a teraz policja jest ten sam? Coś mi tu pachnie uroczystościami, jakie urządził w stanie wojennym generał Jaruzelski z okazji rocznicy zwycięstwa króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Ale może się mylę. Może rzeczywiście jest się czym chwalić, a szczycieńska WSPol. nie miała nic wspólnego z aparatem ucisku w czasach PRL-u? Ja, w każdym razie, uczczę tę rocznicę milczeniem, nie bez uczucia radości, że obecnie szkoła jest taka, jaka jest.

Środa, 6 października

Żona ma do mnie pretensje, że nic nie napisałem o trzęsieniu ziemi. To nie tak. Owszem, napisałem, ale nie ogłosiłem w "Kurku". Nie dlatego, żebym nie docenił wagi wydarzenia, bo przecież nie często zdarzają się u nas, na Mazurach, trzęsienia ziemi. I to na dodatek takie silne (jak na nasze warunki). Ale mówiąc szczerze przydałoby się jeszcze mocniejsze, i to o takiej sile, żeby wywaliło ze stołków wszystkich kolesi, braci partyjnych i innych krewnych, nieuków, nieudaczników aż do przestępców włącznie.

A tak co? Dalej trzymają się stołków i trzeba będzie sporej siły, aby ich stamtąd zwalić. Porządne trzęsienie ziemi dokonałoby tego w ciągu paru sekund.

Obyśmy w zdrowiu co rychlej doczekali porządnego trzęsienia stołkami.

Marek Teschke

2004.10.13