Zamknięte ogródki

Aura, jaka zapanowała w środku minionego tygodnia, przypomniała nam o lecie. Niespodziewanie z zachodu napłynęło ciepłe powietrze, zza chmur wyjrzało słońce, że nic, tylko baraszkować na świeżym powietrzu.

- No, a skoro tak ciepło, warto by się ochłodzić jakimś płynem - pomyślałem sobie. W chwilę później wyszedłem z redakcyjnych pomieszczeń na łono natury, tj. na plac Juranda. Doskonale pamiętałem z okresu lata, że działały tam aż trzy ogródki piwne. Rozglądam się zatem wokół i faktycznie, spostrzegam drogowskaz skierowany do wnętrza placu z napisami: "Tawerna, Smażalnia ryb". Ba, choć tabliczka kusi, obiekt jest zamknięty na głucho, a zasuszone jałowce, jakie stoją wzdłuż alejki prowadzącej do nieczynnego ogródka wskazują, że gospodarza dawno tu nie było. Lokal zwany "Barem" również nieczynny - wejście zabito na głucho deskami, co widać po lewej stronie fot. 1.

Trzeci obiekt, za siedzibą "Kurka" podobnie - także już nieczynny. A jeszcze tak niedawno w tych kramach tętniło życie, odbywały się rozmaite koncerty. Słychać było muzykę reggae, rozbrzmiewał jazz tradycyjny, albo koncertował nasz znakomity bard Jarosław "Jar" Chojnacki, niekiedy z uroczą i wielce uzdolnioną partnerką Patrycją Rusiecką.

Gdzie zatem, gdy pogoda sprzyja, zasiąść można na świeżym powietrzu? Ogródek przy "Mazurianie" też zlikwidowano i jedyną pamiątką po minionym lecie są dwa stoły biesiadne pod parasolami, ulokowane przy kiosku ruchu - fot. 2.

OBCYM WSTĘP WZBRONIONY

Owe stoły z ławami stoją w nienadzwyczajnym zresztą towarzystwie, bo tuż obok kibelka, o czym wspomniało na falach eteru radio RMF FM, w dniu 5 października. No i Szczytno jest teraz słynne na całą Polskę, przez to, że ma w centralnym punkcie miasta intrygujący przybytek. Są, jak mówiono w radiu, miasteczka we Francji i Belgii, w których również na rynku stoją siusialnie podobne do naszej, ale są to zabytki i z tej racji pieczołowicie utrzymuje się je do dzisiaj.

Nasz jest z kolei nowoczesny. W środku cały błyszczący, ściany lśnią metalicznym połyskiem, a stalowa podłoga wygląda jak dywanik w tuningowanym na sportowo aucie wysokiej klasy. W środku jest nawet suszarka do rąk, podpórki dla niepełnosprawnych i inne gadżety mniej lub bardziej przydatne w wc - fot. 3.

A wszystkie te luksusy dostępne są za jedyne 1 zł! No, niby tanio, ale przecież jesteśmy już w Europie, więc czemu drzwi do toalety otwierają tylko złotówki? Przecież nawet zwyczajna szufladka na pieniążki w wózkach na zakupy, jakie stoją pod marketami, akceptuje nie tylko naszą walutę, ale także i euro. Kibelek miejski zaś - nie. I co, taki turysta, dajmy na to z Niemiec, który latem zjawi się w Szczytnie ma, trzymając portki w garści, biec od kibelka do najbliższego punktu wymiany walut w tę i z powrotem, aż już będzie po wszystkim?

DUŻE SOWY

Na starej targowicy, tuż przy wejściu, w okresie jesiennym można spotkać pewnego pana, mieszkańca Szczytna, który sprzedaje sowy, zwane też kaniami lub stroszkami. Na skupie ich nie przyjmują, a że grzyb to wyjątkowo smaczny, jest na niego wielu amatorów, no i handel kwitnie.

Pan Jan Dobkowski ma zawsze spory wybór sów, od małych po tzw. patelniaki, czyli zakrywające całą powierzchnię patelni. Jednak to, co przydźwigał ostatnio na rynek zdumiało mnie do tego stopnia, iż postanowiłem wykonać odpowiednie zdjęcie - fot. 4.

Sowy były rzeczywiście niezwykłych rozmiarów, a kosztowały jedyne 5 złotych od kapelusza. A najeść się tym można o wiele bardziej niż schaboszczakiem, od którego kania panierowana w bułce i jajku, wedle opinii smakoszów, jest znacznie smaczniejsza.

No i informacja z ostatniej chwili: są już w lasach zielonki, zwane także prośniankami lub gąskami.

RADNY HODOWCA

Wydawałoby się, iż rozliczne pasje sportowe pochłaniają Zbigniewa Dobkowskiego bez reszty. Wszak sędziuje on mecze piłki nożnej, jakie rozgrywane są na terenie całego powiatu, organizuje przeróżne turnieje sportowe dla dzieci, młodzieży i osób starszych, urządza zabawy i gry ruchowe dla najmłodszych, a nadto uczestniczy w cyklu Grand Prix biegów przełajowych, itp., itd. No i co nie mniej ważne, jest przecież rajcą miejskim. Dość jak na dwóch, trzech standardowych działaczy, no ale Zbysio jest inny.

W wolnych chwilach, które jakimś cudem znajduje, para się malarstwem, ale przede wszystkim pracą w przydomowym ogródku. Ma tam moc rozmaitych roślin, w tym maliny, które, o dziwo, jak na tak późną porę roku, akurat wydały owoce - fot. 5.

Dorodne, wielkie maliny pojawiły się na krzewach późnej odmiany, stąd ta przyrodnicza niezwykłość.

Kilka metrów dalej rosną drzewka brzoskwiniowe, jest ich kilka sztuk, a każde obsypane owocami. Zbyszkowi to jednak nie wystarcza. Ciągle hoduje nowe drzewka. Ma ich już kilkanaście, wyrosłych z pestki, które niczym miniaturowy zagajnik plenią się w południowej części ogródka. Drzewka najwcześniej wyhodowane są już dość spore, więc owoce trzeba zbierać nie inaczej, jak z drabiny - fot. 6.

Owoce są zadziwiająco wielkie, zwłaszcza jeśli uzmysłowimy sobie sposób ich uzyskania - hodowlę z pestki, bez żadnych zabiegów uszlachetniających, tj. szczepień. Aby unaocznić Czytelnikom rozmiary poszczególnych brzoskwiń, "Kurek" sfotografował je w towarzystwie zapalniczki, której wymiary zna chyba każdy - fot. 7.

KSZTAŁTNY MARCHEWEK

Marchewka, jak sama nazwa wskazuje jest bardziej dziewczynką, niźli chłopakiem, wszak to rodzaj żeński. Ale co można powiedzieć o marchewce, gdy ta została wyposażona w atrybut typowo męski - fot. 8.

Ów przedziwny okaz pochodzi z ogródka działkowego innego przedstawiciela Rady Miejskiej, pani Danuty Stefanowicz. Pani radna sprezentowała go naszemu wiernemu Czytelnikowi, Witoldowi Mocarskiemu. Ten, będąc pod wrażeniem niecodziennych kształtów marchewki, nie omieszkał pochwalić się nią naszej redakcji.

2004.10.13